To jest biuletyn Magazynu Rewers - krótkie podsumowanie najnowszych artykułów z perspektywy jednego z redaktorów, z dodatkową porcją treści na wybrany przez redagującego temat.
Dzisiejszy biuletyn zredagował: Mateusz Tryjanowski
Temat #6 - Przereklamowane
Biuletyn z szóstką w nazwie oznacza, że to już pół roku, odkąd tu z Kamilem i Łukaszem publikujemy - wow, nieźle, szybko zleciało!
Tym razem wybór tematu spoczął w moich rękach, zdecydowałem się zatem wrzucić moim redakcyjnym kolegom (i sobie) krótkie, acz treściwe hasło. W maju zastanawiamy się nad tym, co przeklamowane: to może być rzecz, zwyczaj, porada, zasada… i choć domyślałem się, że pewnie wszyscy znów napiszemy (z grubsza) o ciuchach, zastrzegałem, że furtka pozostaje otwarta.
Zaraz dowiecie się, na czym ostatecznie stanęło, ale ale - najpierw rozkład jazdy, podsumowanie tego, co się działo na łamach Magazynu przez ostatni miesiąc:
Jak pokochałam
gangsteradandysa - dekada spektaklu o przemianach, dojrzewaniu i ewolucji stylu, oczami obserwatorki zasiadającej w pierwszym rzędzie. Karolina Wilk-Tryjanowska (zbieżność nazwisk nie jest przypadkowa) zabiera nas do czasów, w których nosiłem bransoletki.19-2000, get the cool shoeshine - Łukasz bierze na tapet temat butów i tego, jak wpływają na odbiór stroju. Kto jak kto, ale to on jest naszym redakcyjnym specem od tego tematu (i trzyma małą lokatę kapitału w odnowionych Aldenach), a mądrego warto posłuchać!
Z innej bańki #2 - Wielkie WAHanie - drugi wpis z naszego cyklu o wszystkim, tylko nie o ubraniach, zakończony playlistą, która cofnęła mnie w czasie i sprawiła, że znów wrzuciłem Alice in Chains i Pearl Jam na słuchawki (nie żałuję).
Marketing Szeptany #5 - już po raz piąty my i nasza kwietniowa gościni podzieliliśmy się rekomendacjami, pisząc o tym, co nosimy, co pijemy, czego słuchamy, gdzie chodzimy i co czytamy.
Albo koszula, albo marynarka - wpis, po którym jedni oskarżają mnie o radykalizm, a inni o zbyt delikatne podejście (czyli na pewno warty lektury!); subiektywny poradnik, w którym opowiadam, co działa, a co nie, gdy ubieram się w zwykły dzień.
WIELKIE OBWIESZCZENIE* - 25 kwietnia daliśmy Wam znać o tym, co wydarzy się 25 maja - a wydarzy się to, że zobaczymy się osobiście, a jeśli Wy też chcecie przyjść, to koniecznie znajdźcie tę wiadomość na swojej skrzynce mailowej, kliknijcie w link i dopiszcie się do listy (zmieścimy jeszcze kilka-kilkanaście osób, więc zapraszamy serdecznie)!
Przerwa na autopromocję:
Dokładny rozkład jazdy na REWERS x Sartolane Meet-Up (oraz koordynaty miejsca) doślemy do zapisanych 10.05, po ostatecznym podsumowaniu zgłoszeń - ale już teraz chcemy uchylić rąbka tajemnicy i zdradzić, że tego popołudnia możecie spodziewać się:
podcastu na żywo, z udziałem zaproszonych gości (jeśli macie jakieś pytania dotyczące ostatniej dekady w naszej ubraniowej branży, pytania o działalność REWERSu lub pytania do ciuszkowych weteranów, zbierajcie je już teraz!),
okazji, by wejść w świat Aldenów z Łukaszem i zobaczyć, o co chodzi w militarno-roboczych ciuchach Mateusza,
możliwości rozstrzygnięcia wszelkich okołoubraniowych kwestii, które Was nurtują, nie tylko z nami, ale też z innymi, podobnymi pasjonatami,
pogawędek NIE TYLKO o ciuchach, z dotychczasowymi i przyszłymi gościami REWERSu,
okazji do wypicia kawki, przekąszenia czegoś dobrego i spędzenia miłego dnia w dobrej atmosferze.
Zapraszamy - i już wracamy do zasadniczej części biuletynu.
Zestawy Powiększone #3 - trzecia odsłona naszego najbardziej ubraniowego cyklu w Magazynie, w której znów to Wy zdecydowaliście, czyja stylówka w kwietniu zasłużyła na wyróżnienie.
Nie wszystko w życiu musi być komfortowe - w długi weekend, gdy większość z nas zajęta była odpoczynkiem, Kamil podjął temat odwrotny: o celowej rezygnacji z wygody. Na szczęście to nie żaden memiczny coaching, nie ma tu zbyt wiele o strefie komfortu, za to jest pewnego rodzaju post scriptum do mojego wcześniejszego wpisu.
Swoją drogą, to już drugi miesiąc, w którym publikujemy w każdy poniedziałek i każdy piątek - w te dni możecie być pewni, że na Waszych skrzynkach mailowych i na Substacku ląduje świeży wpis od Magazynu REWERS. Oprócz tego regularnie, co piątek, na Spotify (i innych platformach streamingowych) publikujemy nasz podcast, do którego odsłuchu także serdecznie Was zapraszamy!
Już dalej nie przedłużając - temat miesiąca.
Mateusz
U mnie mocnych pretendentów do tytułu przereklamowanego było dwóch: koło kolorów i kapsułkowa szafa. To pierwsze zostawmy, bo raz, że krótko o tym wspomnieliśmy ostatnio (w tym odcinku podcastu), a dwa, że jeszcze kiedyś Wam przedstawię Wam tę teorię kolorów Mateusza.
Dziś padło więc na szafę kapsułkową.
Szafa kapsułkowa to nie jest nic fundamentalnie złego - ale jest to coś zdecydowanie przereklamowanego. To rzecz z kategorii “porady blogerów sprzed lat”, temat szczególnie mocno wałkowany w pewnym momencie - może nawet i modny? Nawet mój redakcyjny kolega, Kamil, w jednej ze swoich poprzednich prac przygotowywał taki “tydzień z kapsułkowej szafy” oparty o dwa garnitury, granatowy i szary, chyba z trzema koszulami (o ile dobrze pamiętam). Chodziło o to, że niby w każdy dzień wygląda się inaczej -garnitur jeden, garnitur drugi, zestaw koordynowany szary/granat, zestaw koordynowany granat/szary, spodnie bez marynarki - a korzysta z bardzo limitowanej puli rzeczy. Więcej za mniej, tak? No nie do końca.
Mam z tą całą ideą kilka problemów.

Po pierwsze: wiele z tych poradników było pisanych/sponsorowanych przez firmy z branży. Celem było to, żeby a) promować sprzedaż komplementarną, bo “jak dokupisz jeszcze drugą taką rzecz, to będzie tak, jakbyś miał cztery rzeczy, a nie dwie, to będzie super garderoba, kupuj kupuj!”, b) uzasadnić wysoką cenę rzeczy nie tym, że są dobrze zrobione i/lub po prostu warte swojej ceny, ale ich rzekomą większą-niż-się-wydaje uniwersalnością. Mocno na tym marketing oparło Articles of Style, gdy z osobistego bloga Dana Trepaniera przekształciło się w firmę sprzedającą garnitury na miarę. Pamiętam ich popularne wpisy, promujące “jeden garnitur na X sposobów”, które czasem pokazywały nieoczywiste połączenia, ale częściej niestety rozciągały niemiłosiernie spektrum możliwości pod tezę. Nawet, jeśli w wielu z tych poradników przewijały się merytoryczne treści, to były tylko dodatkiem; śmiem twierdzić, że motywacją stojącą za tymi publikacjami nie była chęć dzielenia się radami, a promocja własnych produktów poprzez raczkujący content marketing. Znów, to samo w sobie nie było nic złego, ale podpinanie się pod ideę kapsułowej szafy bywało bardzo na siłę - bo później, gdy tylko chciało się sprzedać kolejne produkty, trzeba było proponować “kolejną kapsułkę” albo cynicznie zapominać o tym, że radziło się kupować mniej.
Po drugie: listy w duchu “kapsułowej garderoby” zachęcają do zakupu rzeczy neutralnych, rzeczy uniwersalnych i rzeczy do wszystkiego, a jak coś jest do wszystkiego, to często jest… do niczego. Pamiętam te wszystkie zachęty do kupowania takich garniturów, by nie tylko ten jeden jedyny - zazwyczaj granatowy - mógł obskoczyć wszelkie okazje, ale by mógł też służyć jako blezer/sportowa marynarka oraz spodnie do rozkompletowania. Problem w tym, że ciężko tu o kompromis; zazwyczaj padało na komplet, który w całości był nieco zbyt mało klasyczny jak na garnitur na eleganckie okazje, a zbyt garniturowy jako marynarka do innych spodni i spodnie do innych marynarek. Taki warunkowo okej, ale nie bardzo dobry - z czasem i tak do wymiany. A, no i pozostaje jeszcze kwestia zużycia - koniec końców, przy częstym noszeniu zwykle lepszą inwestycją okazuje się zainwestowanie w trzy różne rzeczy, lepiej dostosowane do swoich funkcji. Więcej czasu na odpoczynek pomiędzy wyjściami i rzadszy pobyt na naszych barkach przedłuża trwałość poszczególnych elementów garderoby.

Po trzecie: takie poradniki nie zostawiają miejsca na kreatywność. Nie są w stanie przewidzieć, że wedle indywidualnego gustu czasem te najdziwniejsze, najbardziej nietypowe ubrania będą tymi, które dadzą Ci najwięcej frajdy i zdefiniują Twój styl. Kapsułowa garderoba w ogóle nie zachęca do poszukiwania siebie; kapsułowa garderoba zachęca do bardzo bezpiecznych wyborów na zasadzie kopiuj-wklej, w których będziesz wyglądać nieźle, ale na pewno nie wyjątkowo. Znów: to bywa przydatne, ale na krótko, na początku drogi i nie dla ludzi mocniej wkręconych. Ja lubię podkreślać, że moim zdaniem najwięcej da się wycisnąć nie tyle z klasyków, o których mówi się, że pasują do wszystkiego - z granatowego blezera, z beżowych chino, z koszuli OCBD w błękitny prążek - ale z tych rzeczy, które są nieoczywiste, ale tak nam się podobają, tak je chcemy nosić, że jesteśmy gotowi stanąć na rzęsach i wymyślić cały zestaw z myślą o nich. To nie te rzeczy, po które sięgamy, gdy nie wiemy, co na siebie założyć, a te, po które sięgamy, gdy jesteśmy pewni, że chcemy założyć właśnie je. Każdy z nas prędzej czy później trafi na swój signature piece; żaden z nich raczej nie zmieści się na liście zakupów kapsułkowej garderoby - która jest ograniczająca.
Właśnie, po czwarte i ostatnie: w gruncie rzeczy to po prostu nuda. Okej, jeśli spojrzymy na cały przekrój społeczny, mnóstwo ludzi nie patrzy na ubiór w kategorii nudny/ciekawy - ale jeśli to czytasz, to raczej należysz do grona tych mocniej zainteresowanych. Pewnie wcale nie szukasz recepty na to, jak zbudować swoją szafę raz, kupić kilka pasujących do siebie rzeczy, zapomnieć o nich i ubierać się w tych samych kilku konfiguracjach przez dłuższą, nieokreśloną przyszłość. Raczej chcesz eksperymentować, bawić się, coś zmieniać; nie za wszelką cenę, nie wszystko naraz, ale jednak zostawiać sobie tę przestrzeń. To jak z jedzeniem - nawet, jeśli masz swoje ulubione potrawy, do których często wracasz, to jeśli twierdzisz, że interesujesz się jedzeniem i/lub poświęcasz mu dużo uwagi, raczej nie zgodzisz się na to, żeby w kółko, przez cały rok, jeść tylko kilka tych samych potraw. Nawet najlepsze rzeczy potrafią zmęczyć.
Nie mówię: zapomnij o kapsułowej szafie. Mówię: nie licz na kapsułową szafę. Możesz wyciągnąć z tego konceptu porady dla siebie - i super! - ale nie traktuj tego jak biblii ubioru. Zawsze będę stał na straży poglądu, że sam musisz dojść do tego, małymi kroczkami, jak chcesz wyglądać i co musi się znaleźć w Twojej wymarzonej szafie.
Kamil
Przereklamowane wg Kamila: marynarki bez konstrukcji.
Swego czasu usuwaliśmy wszystko co się da z wnętrz marynarek, aby tylko były lżejsze. Bardziej naturalne. Nie jak marynarka, a jak kardigan o kształcie marynarki. Doszliśmy wręcz do takiego miejsca, gdzie marynarki z poduchami - nawet tymi lekkimi - nie wchodziły w grę, bo wszyscy chcieli bez podszewki, bez poduch, bez konstrukcji.
Tylko po co?
Zanim wyjaśnię, dlaczego uważam, że marynarki bez konstrukcji są przereklamowane to dorzucę mały disclaimer - ja sam takie marynarki posiadam i sam bardzo je lubię. Nosiłem tak uszyte ubrania z flaneli, z lnu, z wełny zmieszanej z lnem czy jedwabiem, z tropiku i z standardowego twillu i pewnie gdyby nie chęć personalizacji i wyboru podszewki, to byłoby ich nawet więcej swego czasu w mojej szafie. Mając jednak w głowie przekrój tych wszystkich sylwetek, z którymi miałem do czynienia, i którym wciskałem marynarki bez konstrukcji (albo prosiły o nie same) dziś zastanawiam się, czy to jest aby zawsze najlepszy wybór.

Nie chodzi mi stricte o preferencje - wiadomo, tutaj każdy, kto testował różne rodzaje ubrań, wie co lubi i w czym się czuje najlepiej - ale o to, jak dane ubranie na kimś leży. Wiele osób bowiem nie miało w ogóle do czynienia z porządnymi marynarkami z jakimś wypełnieniem i usztywnieniem frontu, a z góry chce decydować się na jak najlżejsze ubranie.
A co jeśli miałeś złamany obojczyk i masz jedno ramię zauważalnie niżej?
A co jeśli nosisz szelki i metalowe części od wewnątrz będą Ci przecierać tkaninę?
A co jeśli chcesz, aby marynarka zawsze spływała gładko po ciele?
Na te wszystkie problemy remedium jest właśnie odpowiednia konstrukcja. Dorzucenie dodatkowej poduchy do jednego ramienia pozwoli je wyrównać, zastosowanie podszewki ochroni wnętrze marynarki przed zniszczeniem i sprawi też, że plecy same będą się zsuwać. Nie bez powodu w rękawach w 99% przypadków wszywa się podszewki nawet do marynarek bez konstrukcji, prawda?
To samo tyczy się frontu. Tyle się mówi o half-canvasie i full-canvasie, ale one też mają różne grubości i uwierzcie mi, że taki bardzo cienki half-canvas w marynarce z chińskiej fabryki niekoniecznie będzie spełniał swoje modelujące sylwetkę zadanie. Szycie tego typu ubrań w polskim języku jest nazywane krawiectwem ciężkim i choć ja również nie jestem fanem odkopywania kilogramowych włosianek sprzed 50 lat, to absolutny brak konstrukcji i usztywnień musi mieć swoje uzasadnienie.

W przypadku swoich ubrań kieruję się prostą zasadą: jeżeli ubranie jest bardziej formalne, to decyduję się na wyrównanie barków (i tak dzisiejsze wkłady barkowe są dużo mniejsze niż te, których krawcy używali kiedyś). Jeżeli ubranie jest ubraniem codziennym, ale na sezon jesienno-zimowy, to podszewka musi być. Jeżeli ubranie jest typowo na lato, to wtedy dopiero decyduję się na ćwierćpodszewkę albo na jej absolutny brak. Niech brak konstrukcji będzie świadomym wyborem, niekoniecznie bazującym na TikToku losowego człowieka, którego nie znamy i którego sylwetka jest dla nas tajemnicą.
PS: w marynarkach bez konstrukcji oczywiście bierze się poprawkę na opadające ramiona, natomiast naturalna linia ramion wtedy jest po prostu… naturalna. W marynarkach formalnych ja preferuję mieć te ramiona wyrównane.
Łukasz
Zestawienia i listy “must have”. Absolutnie przereklamowane, wyzute z inspiracji i zabijające każdy, ale to każdy przejaw indywidualności wśród społeczeństwa. Nie ma czegoś takiego, jak “must have”, a kto mówi inaczej zakłada, że wszyscy jesteśmy tacy sami i mamy takie same potrzeby.
Za przykład weźmy jedne z moich ulubionych - białe skórzane sneakersy - od kilku lat polecane jako idealne “sportowe” buty dla “stylowego” mężczyzny. Podobno pasują do wszystkiego… Jeansy? Chino? Garnitury? TAK!! By podsumować krótko, napiszę tylko tyle - XD
I nie, żebym miał coś przeciwko noszeniu sportowych butów do “klasycznych” ubrań, czy przeciwko białym butom w ogóle. Bynajmniej! Byłbym więcej niż szczęśliwy, obserwując na codzień, na ulicy, ludzi w ciekawych, eklektycznych zestawach. Nawet bardzo modne obecnie modele nie kłują mnie w oczy tak, jak białe skórzane sneakersy. Dlaczego?
Ano dlatego, że wyżej wspomniane, to opcja absolutnie mdła, do cna pozbawiona charakteru. Jedyne czego mogą dodać twojej szafie to sznyt znany z lookbooków marek fast fashion. Nuda, ograniczenia i limity. “Pamiętaj, by koniecznie wybrać model minimalistyczny, z naturalnej skóry bez kolorowych wstawek czy detali”. Aż smutno to czytać! By tego było mało, po tekście w takim tonie, czas oczywiście na reklamę i polecenia - jak ktoś może w jednym tekście zmieścić “kupujcie przedmioty jakościowe” i “dobre modele tego typu znaleźć możecie w ofercie Zary, H&M oraz Massimo Dutti” zakrawa o herezję.
To, dlaczego tak wiele osób, które publikują w Internecie, opiera się o tę formułę, na zawsze pozostanie dla mnie zagadką. Sama idea, że istnieją przedmioty potrzebne KAŻDEMU, coś bez czego NIKT nie jest w stanie się obejść to wierutne bzdury. Do tego zamiast zachęcać ludzi do poszukiwań, zdobywania wiedzy, podążania za własnym gustem i inspiracją, wreszcie do podejmowania świadomych decyzji konsumenckich, wpychają nam na siłę rozwiązanie instant, utrzymując, że jest ono odpowiedzią na wszystkie pytania i problemy.
By doprecyzować, dodam jeszcze, że same poradniki, uważam za coś bardzo przydatnego. W końcu od czegoś trzeba zacząć, ale by już na starcie odbierać ludziom wszystko, co w tej grze najlepsze? Błagam - spalmy listy “must have”!
PS. Jeśli chcecie przeczytać naprawdę dobry, inspirujący poradnik o sneakersach i tailoringu odsyłam tutaj. Warto, choćby dla samych zdjęć!
Na początek może podzielę się swoim spostrzeżeniem. Czytając komentarze pod filmikami Kamila, w tym Waszymi podcastami na YT widzę, że Wasza grupa odbiorców to zarówno osoby dopiero wchodzące w świat KME jak i już bardziej doświadczone. I po tych komentarzach widać, że takie osoby, które dopiero zaczynają szukają takich rozwiązań jak szafy kapsułowe, co więcej to właśnie dla nich są one tworzone.
Bo jest to wygodne, bo pozwala komponować stylizację z mniejszą obawą, że popełni się jakiś rażący błąd(*), bo zawęża wybór, co na początku drogi ułatwia zakupy, bo pozwala zbudować solidną bazę. Jeśli taka szafa kapsułowa jest zrobiona z sensem, to zwyczajnie jest świetnym drogowskazem dla początkujących.
Tutaj w miarę się zgodzę z podsumowaniem Mateusza, że warto wyciągać z nich coś dla siebie i takie kapsułowe szafy personalizować.
Nie zgodzę się natomiast ze stwierdzeniem Łukasza. Listy must-have nie zabijają kreatywności, przecież ogólnie ludzie nie są ubrani w to samo, nawet jeśli noszą się w tym samym stylu.
Jeśli na takiej liście będzie granatowa marynarka i krawat w grochy to jedna osoba zainspiruje się i weźmie marynarkę z hopsacku z nakładanymi kieszeniami, inna wybierze dwurzędowy blezer z metalowymi guzikami a trzecia pójdzie w ciemniejszy odcień granatu i wełnę fresco. Tak samo z krawatem, ktoś sięgnie po jedwabny klasyk, ktoś inny stwierdzi, że zamiast grochów woli jakiś inny symetryczny wzór a kolejny powie że od grochów woli pasy i taki krawat sobie sprawi.
Zdaję sobie sprawę, że to dowód anegdotyczny, ale nie znam nikogo (i Wy pewnie też nie) kto wziąłby takie zestawienie przeczytał i kupił wszystko jak leci 1:1. I wynika to z tego, że ludzie chcą, nawet w takich przypadkach te swoją szafę personalizować.
A rozwiązania instant właśnie dla takich osób (początkujących) są. Przecież to jasne jest, że Wy pewnie nic z nich nie wyciągniecie.
Ktoś kto zaczyna, ma iść na ślub, do teatru, czy na rozmowę o pracę, gdzie styl formalny jest wymagany to listę must-have przeczyta i wyciągnie podstawy, które pozwolą mu zacząć. Bo one są odpowiedzią na te konkretne problemy. I prawie pewne jest, że też sobie to spersonalizuje pod siebie zgodnie ze swoim gustem.
I rozumiem, że w tym wypadku nie mówimy o listach tworzonych na każdej podrzędnej stronie z rankingami i przewodnikami po wszystkich produktach świata, gdzie tam faktycznie są zwroty mówiące, że te produkty to musisz bezwzględnie mieć.
(*) Swoją drogą tych nie ma co się bać. Pomijając jakieś skrajne przykłady (rozmowa o pracę, jakieś uroczystości wymagające odpowiedniego stroju) to błędy w stylizacjach to pole do nauki i testowania co nam gra a co nie.
Kompletować szafę kapsułową (zwłaszcza tę w gotowym wydaniu) to jak kupić serię „klasyków literatury” wg listy ułożonej przez „eksperta” i niczego innego nie czytać. Boooooring!