19-2000, get the cool shoeshine (+ PODCAST)
Buty - o uniwersalności, sztuce szukania połączeń i tym, dlaczego wysoki połysk zmienia wszystko.
Chwila chwila! Zanim zagłębimy się w jakże fascynujący świat butów, zapraszam was serdecznie do przesłuchania rozmowy, którą moi redakcyjni koledzy przeprowadzili z Mateuszem Łohutko - współzałożycielem marki Sartolane! - o stanie polskiego rzemieślnictwa, tym dlaczego calówki nie są dla każdego (choć zachęcam, by każdy spróbował) i czy da się działać w branży nie eksperymentując z produktem. Zapraszam!
Nowe odcinki podcastu pojawiają się regularnie, a słuchać możecie ich nie tylko na standardowo używanych do tego kanałach, również na Youtube (tam jednak pojawiają się z opóźnieniem). Ale my tu o butach!
Choć powstały z pragmatycznej potrzeby ochrony naszych stóp, od niepamiętnych czasów mają znacznie większe znaczenie. Buty, bo na nich chciałbym się skupić w tym tekście, to znacznie więcej niż tylko warstwa ochronna przed zimnem czy skaleczeniami. Znacznie więcej.
Od dziecka słyszałem, że o człowieku świadczą zadbane paznokcie i czyste buty. Wszystkie ważne okazje wymagały, by odpowiednio zadbać o fundament naszego wizerunku. O ile jako dziecko nie do końca zdawałem sobie sprawę, dlaczego ma to takie znaczenie, a sama zasada jest oczywiście ogromnym uproszczeniem, okazuje się, że ma ona konkretne podstawy. Gdy widzimy kogoś przed sobą, to skrajne elementy sylwetki - głowa, dłonie i stopy właśnie - jako pierwsze przyciągają naszą uwagę. Świadomie kreując własny wizerunek warto zwracać na to szczególną uwagę.
Słowa fundament użyłem nieprzypadkowo, dobór konkretnej pary butów do danego zestawu potrafi diametralnie zmienić odbiór całości.



Co może nam dać ta wiedza? Otóż może dać nam wiele.
Abstrahując od możliwości wpłynięcia optycznie na proporcje i odbiór naszej sylwetki, wybierając tę lub inną opcję możemy bardziej precyzyjnie formułować komunikat, który chcemy przekazywać otoczeniu. O koncepcji wizerunku jako języka wspominałem już kilkakrotnie.1
No i jeszcze jedno! Eksperymentując z kombinacjami, mamy możliwość operowania małą garderobą bez nudy. Bardzo ciekawą teorię w tym zakresie, przedstawiła w swoich mediach społecznościowych Allison Bornstein. “The wrong-shoe theory”:
<...> the hack simply involves picking the most unexpected shoe to finish off a look, giving it more personality.
“In working with clients and breaking down the style of our favourite celebrities, I realised what makes a look feel interesting and personal is the addition of accessories that feel slightly ‘off’ or mismatched with the vibe of the rest of the look”2
Jak w prosty sposób zmienić generyczny, podstawowy zestaw w coś swojego i nietuzinkowego? Postawmy na “źle” dobrane buty. Czyżby tylnym wejściem wróciła zapomniana już trochę sprezzatura? Być może, ale chodzi tu znów o coś więcej. Gdy przestaniemy patrzeć na swój wizerunek przez pryzmat tego, co “odpowiednie”, okaże się, że opcje są w zasadzie nieograniczone. Otwiera to przed nami furtkę do znacznie głębszej, indywidualnej ekspresji. Dodatkowo, co podkreśla sama autorka, by teorię wprowadzić w życie, nie musimy uciekać się do zakupów nowych rzeczy, a sięgnąć po to, co już mamy.
W zeszłym roku, po latach unikania takich połączeń, spróbowałem ponownie założyć wiązane buty do mniej formalnych, czy wręcz mocno casualowych spodni. Piszę ponownie, bo zdarzało mi się robić to na początku mojej menswearowej drogi, choć przyznam, że raczej z mizernymi rezultatami. I nie mówię tu o ciężkich zimowych trzewikach, czy widocznych powyżej zamszowych chukka, ale o butach, które kulturowo kojarzymy raczej z garniturem (patrz mój zestaw w pierwszym wydaniu Zestawów Powiększonych) niż spodniami roboczymi. Co relatywnie łatwo zrobić z loafersami (w końcu te buty, w casualowym kontekście zdążyły nam się już dobrze opatrzeć), w przypadku derbów wydawało mi się zawsze mocno “off”. Ale kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana. Spróbowałem więc po raz kolejny, ku swojemu zdziwieniu sprawiło mi to wielką frajdę. Co więcej, dzięki tej próbie wiem, że korzystając z tego co już mam, mogę budować zestawy o kompletnie innym charakterze.


Na tym etapie pozwolę sobie na malutką dygresję, by poruszyć temat… skarpet. I to nie byle jakich, a tych, które zdają się budzić najwięcej kontrowersji. Białe skarpety. U kobiet przechodzą bez większego echa (bo o co tyle krzyku?), ale wśród facetów opinie na ich temat są skrajnie podzielone.
Jestem w gronie zwolenników. Często zdarza mi się zakładać białe skarpety. W mojej opinii może to wyglądać bardzo dobrze. Szczególnie, gdy ten rzucający się w oczy element zakotwiczymy, stawiając na resztę zestawu, osadzonego w estetyce, w której białe skarpety są jak najbardziej na swoim miejscu. Loafersy? Easy, ale z derbami ani rusz*.

EDIT* Na potrzeby tego artykułu zmusiłem się, by spróbować ponownie! Przyjdzie mi posypać głowę popiołem, połączenie bardzo mi się spodobało! Zdaje się to jedynie potwierdzać tezę, by nie zamykać się na nieoczywiste kombinacje i mimo chybionych prób w przeszłości, co jakiś czas próbować ponownie. Tym bardziej, że jak wiemy, poczucie estetyki ewoluuje. Horyzont tych, którzy szukają, zaczyna mieścić w sobie więcej.
Wracamy do butów.
Co wybrać, gdy opcji jest tak wiele? - Nie mam pojęcia.
Powiem, co wiem. Jak podkreślałem wielokrotnie, nadmiar kreuje ograniczenia i zmniejsza zadowolenie z posiadanych przez nas rzeczy. Stąd, decydując się na zakup czegokolwiek, bardzo ważne jest dla mnie kryterium użyteczności. Jak często będę z nowej rzeczy korzystać i czy bez dodatkowych zakupów będę wiedział, jak wpleść nowość do mojej obecnej układanki?
Mimo tego, że cenię sobie prostotę, bardzo daleko mi do wyboru jedynie minimalistycznych opcji. Kupując rzeczy tylko z kategorii basic, ograniczamy możliwości własnej ekspresji. W moim przypadku, dobrze sprawdza się koncepcja, by stawiać na podstawową (ponadczasową?) ideę, ale podaną w nietuzinkowej formie. Chodzi o drobnostki, specyficzny design, który w moim odczuciu przekształci standard w coś ciekawszego, jednocześnie nie tracąc na użyteczności. Rzućmy okiem na przykład poniżej.
Widoczne powyżej chukka wpisują się bardzo dobrze we wspomniane kryteria. Mimo znacznej szerokości i zaokrąglonemu noskowi, kopyto jest tak uformowane, że but na stopie wydaje się być smukły. Skórzana (a nie jak w przypadku spokrewnionych desert boots - krepowa) podeszwa pozwala mi nosić je tak na plażę, jak i z garniturem. A dzięki temu, że nie mają one podszewki, bardzo komfortowo służą mi nawet przy wysokich temperaturach.
Zbliżając się ku końcowi zdradzę wam pewien sekret, prawdę zapowiedzianą już na samym początku tego artykułu. Żadne, nawet najpiękniejsze w swej formie rzeczy nie wykorzystają swego potencjału, jeśli nie zadbamy o nie odpowiednio. Piękne, ale zaniedbane przedmioty wydają się być… smutne. Spójrzcie, jak dar czasu ożywia i wydobywa na powierzchnię prawdziwe oblicze.


Wiem, że nie przekonam wszystkich. Czy Ci, którzy nie spróbują, wiedzą na pewno, z czego rezygnują? Apel do was esteci! Przekonajcie się, czy przemówi do was głębia koloru i tekstury pod wypolerowaną na lustro warstwą wosku? Jeśli słyszycie ten szept, reszta już w waszych rękach!
Artykuł, z którego pochodzi cytat do przeczytania na brytyjskiej stronie Vogue’a, jest również wersja polskojęzyczna o tutaj.
Co to są za loafersy na zdjęciu z białymi skarpetami?
Buty z białymi skarpetami kojarzą się ze strojem sportowym z epoki, można było spotkać takie połączenie np u graczy golfa. Za to wraz z kabaretkami wyglądają okropnie, bez znaczenia, czy but jest wypastowany, nie próbuj więcej tego połączenia Łukaszu.