Na wstępie chciałbym zaznaczyć, że cały ten tekst przedstawia moje subiektywne przemyślenia na temat tego, dlaczego warto świadomie korzystać z dostępnych nam narzędzi kreowania swojego wizerunku. W jaki sposób to, jak widzi nas świat, wpływa na naszą codzienność i czy możemy zmienić nasze życie nosząc ładniejsze spodnie. W skrócie - po co mi w zasadzie to wszystko?
Jak Cię widzą, tak Cię piszą. Nie sądzę bym wywołał sensację, twierdząc, że to, jak widzimy osoby dookoła nas, warunkuje sposób, w jaki się w stosunku do nich zachowujemy. Niejednokrotnie spotkałem się z głośno wypowiadanymi opiniami na temat, czy mój, czy innych ludzi dookoła. Opiniami bazującymi jedynie na tym, jak dana osoba wygląda i co nosi na sobie. Wystarczy, że ktoś nie wpisuje się w ustalony społecznie konstrukt “normy”, by zakwalifikować się automatycznie do grupy gorszego traktowania.
Pierwsze wrażenie zrobić można tylko raz. Da się je zmienić, ale jest to niezwykle trudne i wymaga wiele czasu, który niekoniecznie będzie nam dany. Zapomnieć łatwo, że reszta dnia, a często i życia, zależeć może od tej jednej, pierwszej chwili. Bo pierwsze wrażenie to nic innego jak emocje i skojarzenia, które wywołujemy u siebie nawzajem. I z tym nie da się wygrać, oceniamy się wszyscy, tak zaprogramowany jest nasz instynkt przetrwania.
Osobowości w społeczeństwie. Jak to jest, że mijając na ulicy tysiąc przypadkowych osób, w pamięć zapada nam właśnie ta jedna? Przyciągamy oko, a za okiem idzie człowiek. Zadaj sobie pytanie - czego właściwie chcesz? Odpowiedź ułatwi Ci cały proces.
To, co jest dużym obciążeniem przekuć można również w bardzo silną broń. Bo w naszych rękach jest to, jak chcemy by nas widziano. Kreując każdego dnia nasze JA, mamy możliwość, przynajmniej do pewnego stopnia, wpływania na to, z kim i jak będziemy mieć do czynienia.


The better you dress, the worse you can behave. To motto pierwszy raz zobaczyłem u F.E. Castleberry’ego, gościa, który zdecydowanie wiedziałby, o czym staram się tu opowiedzieć. Bazując na moim doświadczeniu, twierdzę, że to motto rzeczywiście jest prawdziwe. Odpuszczę przykłady z życia, ale weźmy na warsztat teoretyczną sytuację (uwaga, będzie mocno stereotypowo). Na planszy trzy osoby - punk, garniturowiec i policjant. Policjant stoi plecami do pozostałej dwójki. Słychać trzask i przednia szyba radiowozu rozpada się na drobne kawałki. Chyba wiecie, komu trudniej będzie przekonać funkcjonariusza o własnej niewinności?
Ale tu nie chodzi tylko o to, co krawat może Ci załatwić. To wartość dodana. Dla mnie cały ten styl życia to coś więcej. To przypominanie sobie samemu codziennie, że świat, jak ciężki, chaotyczny i trudny by nie był, to również piękne, bardzo piękne miejsce, a żyć będziemy tylko raz. Ta obawa przed przepuszczeniem czasu przez palce motywuje mnie, by starać się wycisnąć z każdej minuty słodki nektar pięknego życia. Czerpać staram się ze wszystkiego. Z przeszłości, z którą łączą mnie wspomnienia, doświadczenia i pamiątki. Przedmioty, które mi towarzyszą działają jako “czasowe kotwice”, maszyny czasu kumulujące w sobie naszą wspólną historię. Jest i przyszłość, bo bazując na tym co już jest pisać będziemy kolejne nasze dni. Ale najbardziej skupiam się na tym, by czerpać z dziś. Bo to tutaj można najwięcej się nauczyć.
Doszliśmy więc do momentu, w którym na pytanie, to give or not to give a fuck odpowiedzieć można tylko w jeden sposób - i tak, i nie. Noś co chcesz, chodzi tylko o to, by był to świadomy wybór. A nie automat, karmiony nieustannie, od kiedy tam przestało Ci zależeć.
Teoria uniformu
Teoria/idea uniformu podąża za mną od dawna. Uniform, jako strój roboczy czy mundur, przynajmniej mnie od zawsze kojarzy się raczej negatywnie. Przecież mundurek to w końcu coś, co dąży do odebrania ludziom tożsamości i przekształcenia wielu jednostek w monolit grupy. Ale to tyczy się tylko tych uniformów, które zostały nam narzucone z góry. Co innego, gdy my sami zaprojektujemy go dla siebie. I żeby co nie było, nie przypisuję sobie autorstwa tego konceptu. Z noszenia uniformu znanych jest całe grono osobowości naszego świata - na każdym profesjonalnym polu, od artystów po CEO, papieża i prezydentów.


Cały koncept polega na stworzeniu idei nas samych. Idei oddającej jak najlepiej komunikat, który chcemy przekazywać społeczeństwu. Zawrzeć można w nim wszystko, od nawiązań do kultury, po przekonania światopoglądowe i wiele więcej. Jakikolwiek uniform by to nie był, idea ta jest bardzo pomocna przy kreowaniu stylu, własnej persony. A spójna osobowość i wiara w swoje zasady to potężni sprzymierzeńcy w drodze do rozwoju. Nic dziwnego, że tyle osób kreatywnych sięga po Uniform. Kreacja tego jest również sztuką samą w sobie. Ułatwia to też życie w bardziej codziennych sytuacjach. Żegnaj poranna debato nad tym, w czym by tu dziś wyjść do pracy.
Ale jak właściwie to zrobić? ChatGPT nie poda Ci odpowiedzi na to pytanie. A jeśli nawet, obawiam się, że pytając już na starcie ruszasz z przegranej pozycji. Bo odpowiedź jest w Tobie, a nie w Internecie. Nie oczekiwałbym też, że wystarczy usiąść z kartką papieru na pół godziny, zrobić listę swoich ulubionych ciuszków i robota gotowa. Potrzeba trochę więcej wysiłku, trochę odwagi do podejmowania kolejnych prób i popełniania błędów. Trzeba przynajmniej kilkukrotnie poczuć się źle, by dowiedzieć się co sprawia, że czujemy się dobrze. By stworzyć własny uniform potrzeba również konsekwencji. Jeden i ten sam garnitur zakładany na wszystkie “formalne” wydarzenia w życiu, to nie uniform. To po prostu garnitur. Chcę, żeby to wybrzmiało - uniform to idea nas samych zamknięta w rzeczach, które wybraliśmy, by ją zobrazować. Nie znaczy to bynajmniej, że musisz codziennie chodzić w tym samym. Tak, to może jednego dnia być garnitur i krawat, a innego carpentery i t-shirt. Ważne, żebyś za każdym razem to była, czy był Ty.
Pamiętam, że dla mnie ten proces zaczął się właśnie jakoś późno w liceum. Gdy, jak zwykle, łapiąc przypadkowe rzeczy w szafie (choć w tamtym okresie mogły one również leżeć po prostu na krześle), zauważyłem w lustrze przy drzwiach, że coś tu mocno nie gra. Pamiętam ten moment do dziś. Ten pierwszy raz, gdy wróciłem do pokoju, by zmienić to jak zobaczy mnie w tym dniu Świat, miał wpłynąć na dalszy bieg mojego życia. Studia, całkowita zmiana otoczenia były motorem kolejnych zmian i dalszej krystalizacji idei, nad którą pracuję i dziś. Mój uniform to rzeczywiście ja, żyję, więc spodziewam się kolejnych poprawek i zmian.


Artykuł ten stanowi pierwszą, bardziej teoretyczną i ideową część rozważań o kreowaniu swojego wizerunku. W drugiej części przejdziemy do zagadnień praktycznych.