Marketing Szeptany #6
Marketing Szeptany - pieszczotliwie zwany też polecajkami - to cykl, w którym raz w miesiącu redakcja Magazynu REWERS oraz zaproszeni goście dzielą się swoimi rekomendacjami.
Dzisiejszy Marketing Szeptany zredagował: Mateusz Tryjanowski
Czy tylko ja mam wrażenie, że zamiast iść do przodu, w stronę lata, cofnęliśmy się w maju o jakieś dwa miesiące? Gdy piszę te słowa, za oknem jest 6*C, pada, wieje… a prognoza na dzień następny nie jest ani trochę lepsza [choć mam nadzieję, że gdy to czytacie, najgorsza pogoda jest za nami - przyp. aut.]. Przez to, przy majowym Marketingu Szeptanym towarzyszy mi nastrój raczej marcowy - i gdyby nie szparagi1, to już zupełnie bym stracił poczucie, co to za moment w roku.
Co nosimy?
Kamil: Wiecie, jak człowiek zawsze narzeka, że nie ma kiedy nosić jesiennych czy wiosennych kurtek, bo te pory roku w zasadzie z polskiego kalendarza zniknęły? Chyba ponarzekaliśmy trochę za bardzo i za karę otrzymaliśmy powrót zimy zamiast wstępu do wiosny, ale cóż - przynajmniej możemy się nacieszyć jeszcze cieplejszymi ubraniami, prawda? Odkładając żarty na bok, na siłę staram się nosić już wiosenne ubrania, natomiast to, co towarzyszy mi zdecydowanie najczęściej to zapinany pod szyję kardigan z Pini Parmy. Mam szary i granatowy i przyznaję, że o ile podczas kupowania odrobinę bolała mnie pewna część ciała ze względu na cenę, tak dzisiaj nie wyobrażam sobie innego swetra w mojej garderobie. Kardigany są świetne, bo ryzyko na zepsucie fryzury jest zerowe; gdy się zrobi ciepło, można je rozpiąć, a gdy zawieje, można je z powrotem zapiąć; do tego wełna z kaszmirem od Pini Parmy naprawdę grzeje wtedy, kiedy musi, a jednocześnie nie przegrzewa. Po dwóch latach od zakupu nadal uważam, że nic lepszego trafić nie mogłem… i aż sam się nakręciłem na jakiś kolejny kolor. Najgorzej!
Łukasz: Po powrocie z Włoch wpadłem prosto w szaloną, polską pogodę majową… na zmianę 23 i 8 stopni. Słońce i deszcz. Noszę więc wszystko, wszędzie i naraz. O ile taka pogoda kreuje pewne utrudnienia, tak stwarza również rzadko spotykane możliwości! Bo kiedy, jeśli nie przy takich warunkach, nosić komfortowo jednocześnie cięższy denim i lekkie polo? Kaszmirowy sweter i loafersy bez skarpet? Lekki wełniany garnitur i przeciwdeszczową kurtkę? Korzystajcie z okazji i spróbujcie czegoś spoza utartej listy. Bo kto wie, kiedy takie warunki pojawią się znowu?
Mateusz: Kiedy już myślałem, że tej wiosny raczej pozostanie w szafie, a ja szybko sięgnę już po letnie rzeczy… moja żółta kurtka przeciwdeszczowa wystrzeliła na pozycję lidera i jest zdecydowanie najczęściej noszoną rzeczą w ostatnich tygodniach. W sumie całkiem się cieszę, bo za każdym razem, jak ją zakładam, przypomina mi się, jaka to świetna rzecz - ma idealny kolor, mnóstwo kieszeni (w tym praktyczną kieszeń na plecach, do który mieści się notes, książka lub małe zakupy, jeśli zapomnę torby do sklepu) i coś takiego w sobie, że nadaje się i w góry, i na marynarkę. To egzemplarz japońskiej marki BEAMS+, dorwany przeze mnie kilka lat temu na eBayu, z drugiej ręki - mam nadzieję, że posłuży mi jak najdłużej, bo nie chcę go zastępować!
Co pijemy?
Kamil: O ziarnach z palarni DAK w Aeropressie już pisałem wiele razy, na cold brew dopiero (niestety) przyjdzie pora, podzielę się więc dzisiaj zamiennikiem '“porannego ciastka”, czyli pitnym SKYRem o smaku ciasteczkowym. Niestety jestem człowiekiem, który walczy z częstą ochotą na słodycze. Usilnie staram się połączyć przyjemne z pożytecznym i ten SKYR jest dla mnie właśnie takim obejściem ograniczeń stawianych samemu sobie. Co prawda wpisuje się w trend dodawania białka do wszystkiego (lub pisania o tym na etykietach), ale jako że SKYR przecież sam w sobie białkowym produktem jest, to w hierarchii stawiam go wyżej niż inne białkowe napoje dostępne w sklepach.
Łukasz: Szybkie przelewy! Tygodniowy pobyt we Wrocławiu, uzupełniony o kilka godzin w Warszawie, rozpieściły mnie kawowo. Przyjemnie przesiąść się znów na coś innego, a dzięki popularności kaw speciality w naszym kraju, wybór jest naprawdę duży! Zainteresowanych kawą, odsyłam do lektury tekstu Mateusza sprzed dwóch miesięcy. By polecić kilka kawowych miejsc we Wrocławiu, podrzucam moje ulubione
8m2 - ruchliwy lokal na wrocławskim Grunwaldzie, kawka top a do tego winyle, wystawy i ludzie! Wszystko na 8 (słownie ośmiu) metrach kwadratowych!
OTO coffee bar - kilka kroków od ścisłego centrum, na ulicy św. Antoniego znaleźć możecie prawdziwą wrocławską kawową instytucję. OTO to nie tylko świetna kawa ale również palarnia i miejsce spotkań. Nie chcę zdradzać zbyt wiele, sprawdźcie sami!
WW - popularne miejsce na Ołbinie, blisko uroczego parku Tołpy to uczta dla brzucha i oczu, kawa to jedno ale trudno nie skusić się na sezonowe menu. W późniejszych godzinach można usiąść przy kieliszku wina i cieszyć się słońcem w wyjątkowej przestrzeni.
Frajda - najświeższy lokal z wymienionych, otwarty raptem kilka miesięcy temu w samym rynku. Kawka na ziarnach z OTO, a do tego konkretne opcje śniadaniowe w zachęcającej przestrzeni. Kto pamięta poprzednią lokalizację azjatyckiej knajpy WOK IN, będzie mocno zaskoczony tym, jak zmieniła się ta przestrzeń!
Mateusz: Zaserwuję polecajkę dziwną, ale praktyczną: koktajle skyrowo-twarogowe. Ostatnio sporo jestem w trasie, a chcę w miarę ogarniać, co jem (i nie żywić się tylko śmieciami), więc zainspirowany kilkoma pomysłami, złożyłem sobie patent na sensowne śniadanie, którym warto się podzielić. Zastrzegam, że nie liczę proporcji turbodokładnie - ale i tak każdy może je dostosować pod siebie, zgodnie ze smakiem i/lub zapotrzebowaniem kalorycznym. Bierzecie łyżkę otrębów owsianych i jedną-dwie łyżki płatków owsianych, po czym zalewacie ją naturalnym skyrem (pitnym, nie gęstym!) na noc. Rano dorzucacie do tego wybrane owoce (banan zawsze się sprawdza, truskawki też), łyżkę masła orzechowego (lub garść dowolnych orzechów), tyle twarogu chudego, ile wam jest potrzebne do uzyskania pożądanej konsystencji (lub dobicia do zapotrzebowania na białko) oraz coś do smaku (wanilię, cynamon, co tam chcecie) - po czym blendujecie wszystko na gładko i voila, macie sycący posiłek, które można wypić prosto ze słoiczka, w każdych warunkach.
Orson: Przede wszystkim H2O! Kocham wodę i jej smak. Jeżeli ktoś z waszego otoczenia mówi, że woda nie ma smaku, warto zastanowić się nad kontynuacją waszej znajomości (XD). Oczywiście żartuję. Herbaty każdego rodzaju. Ja uwielbiam rumianek i koper włoski, ale pamiętajmy, że nie możemy go spożywać dłużej niż 2 tygodnie i trzeba sobie zrobić na jakiś czas przerwę - przy dłuższym spożyciu podnosi ryzyko zachorowania na raka.
Czego słuchamy?
Kamil: Po latach przerwy wróciłem do oglądania anime - myślałem, że krótkie odcinki pozwolą mi wskakiwać i wyskakiwać do poszczególnych serii podczas szybkich przerw, ale skończyło się na tym, że wciągnąłem się niesamowicie i potrafię godzinę czy dwie przesiedzieć odświeżając sobie serie mojego dzieciństwa. Jedną z nich jest anime Gundam Seed i Gundam Seed Destiny, w których znajdziemy parę japońskich piosenek nieustannie goszczących w moich słuchawkach. Jest to Akatsuki No Kuruma oraz Shinkai No Kodoku, dwa niezwykle nostalgiczne dla mnie utwory, które do dzisiaj rozpoznaję po jednej nutce.
Łukasz: Sporo podcastów! Najpierw, wpadłem na wspaniały odcinek o męskości u Marty Niedźwiedzkiej. Temat ważny, a sam odcinek nie tylko dla facetów - przesłuchajcie serio! Kulturowo, jako odskocznię polecę opowieść o kinie Sorrentino i Bogini Partenope (wciąż do obejrzenia w kinach!). Opowiada Agnieszka Budnik a posłuchać możecie na przykład tutaj. Jeśli w życiu towarzyszą wam czworonożni podopieczni polecam serdecznie Wielkie Głaskanie - podcast radiowej Trójki. Jeszcze dwa słowa o muzyce - filmowych inspiracji ciąg dalszy, bo od projekcji towarzyszy mi też soundtrack do Ghost in the Shell. Tradycyjne śpiewy okraszone elektroniką, w zadziwiająco obrazowy i precyzyjny sposób oddają klimat dystopijnego świata.
Mateusz: Próbuję słuchać odgłosów otoczenia - miasta, natury, ludzi. Na ostatnim wypadzie (o którym niżej), z racji na ciągłe towarzystwo, przez 3 dni praktycznie nie miałem na sobie słuchawek… i było to odświeżające doświadczenie. Dotarło do mnie, że na co dzień przekarmiam się ilością bodźców; ciągle towarzyszy mi muzyka, podcasty i filmy z YouTube. Przy pracy, przy sprzątaniu, przy spacerowaniu - zwykle włączam wyciszenie w słuchawkach, odcinam się, a zamiast być tu i teraz, cały czas wtłaczam w siebie informacje i zajmuję czymś głowę. Czy to dobrze? Raczej nie. Chyba czas odrobinę odpuścić, odpocząć, wyciszyć się.

Gdzie chodzimy?
Kamil: Nadal na wspinaczkę. Nie ma nudy, przyznaję szczerze, wpadłem w ten sport i nawet zaopatrzyłem się już w pierwsze prawie-profesjonalne buty. Czytałem niedawno, że wielu graczy wybiera bouldering jako główną aktywność fizyczną i wcale im się nie dziwię, bo sam czuję się trochę jak w grze komputerowej, gdzie rozwijam postać, wchodzę na kolejne poziomy trudności i dołączam do grup, aby wspólnie rozwiązać jakiś problem. Boulder problem.
Łukasz: Do kina. Nadrabiam zaległości, więc w zeszłym tygodniu udało mi się zobaczyć Queer, Bogini Partenope (choć widziałem już na streamingu, to nie ma to jak wielki ekran) oraz Ghost in the Shell! Wrocławskie Kino Nowe Horyzonty od kilku lat niezmiennie raczy kinomanów seansami nie tylko nowości, ale też wielu znakomitych filmów z przeszłości. Mieszkańcom Wrocławia serdecznie polecam śledzić ich ofertę! Oprócz KNH na szczególną uwagę zasługuje również DCF, bardziej kameralne kino w centrum miasta. Miałem szczęście zobaczyć tam na przykład jeden z klasyków Terrence’a Malicka, Cienka czerwona linia, z 1998 roku.
Mateusz: Po górach! Choć za mało i za rzadko, to trzeci rok z rzędu udaje mi się trzymać postanowienia, żeby przynajmniej raz ruszyć z plecakiem na kilka dni w Sudety. Tym razem już w maju przeszliśmy z kolegami weekendową trasę przez Góry Izerskie, głównie po czeskiej stronie. Kilka dni porządnego chodzenia, napędzanego ciągłymi rozmowami, czeskim piwem i pięknymi widokami - od punktu do punktu, z każdym noclegiem w innym miejscu, w tym w chyba najpiękniej położonej czeskiej wsi, Jizerce. Polecam takie wypady każdemu, kto lubi chodzić, bo piękne mamy góry (nie tylko Tatry). Jeśli uda mi się dobrze zgrać kalendarz, powtórzę to jeszcze tego lata, bo mój apetyt na chodzenie po szlakach tylko rośnie.
Orson: Do pracy i z pracy najczęściej, ale uważam, że ważne, by własnymi drogami. Jeżeli chodzi o jedzenie, to cały czas próbuję dojść do tej jedynej w Polsce restauracji etiopskiej, w Poznaniu.

Co czytamy?
Kamil: Nuty. Chwyciłem ostatnio w wolnym czasie za skrzypce po wielu latach przerwy (te edycja Marketingu dla mnie to ewidentny festiwal powrotów) i musiałem nauczyć się czytać te małe śmieszne znaczki na pięciolinii na nowo. Palce pamiętają, pamięć mięśniowa jest na swoim miejscu, ale umysł wymaga dodatkowego skupienia. Grajcie na instrumentach, nawet jeżeli ma to być coś prostego, bo to niesamowicie rozwija!
Łukasz: Magazyny! Chyba mogę zdradzić już, że o magazynach z ciuszkowo-lifestylowego nurtu posłuchać będziecie mogli już niedługo, w bardziej nerdowskiej odsłonie naszego podcastu. Ale wracając do tego, co czytam, uwagę chciałem zwrócić na gazetę newonce - pierwszy numer już dostępny! Choć najwięcej z treści niewątpliwie wyciągną mieszkańcy stolicy - tak przekrój tematów jest szeroki i zainteresować może każdego. By zachęcić do lektury, pierwszy numer można znaleźć za darmo w wielu miejscach na mapie Warszawy. Od drugiego numeru planowana jest dystrybucja ogólnopolska.
Mateusz: Chyba pierwszy raz w tej serii polecę konkretną książkę - w majówkę zabrałem się za czekającą na mnie od kilku miesięcy Pachinko autorstwa Min Jin Lee, która, przyznaję, zniechęcała mnie do siebie ponadprzeciętną grubością. Okazało się, że niesłusznie, bo fabuła wciągnęła mnie tak, że całość połknąłem w ekspresowym tempie! To powieść, która dotyka tematu skomplikowanych relacji koreańsko-japońskich, opowiadając je przez pryzmat rodziny Koreańczyków w Japonii, którzy w wyniku trudnej historii XX-wieku są de facto bezpaństwowcami, a próbują sobie ułożyć życie i funkcjonować jak normalni ludzie w społeczeństwie, dla którego normalnymi ludźmi nie są. Fascynująca sprawa; lekcja historii w pigułce.
Taki ze mnie spryciarz, że wplotłem polecenie spoza puli już we wstępie - tak, polecam szparagi. Kupujcie i jedzcie, póki są. Ten sezon zawsze mija zbyt szybko!