Marketing Szeptany #4 (+ PODCAST)
Fajne garnitury, fajne playlisty, fajne samochody i fajne lokale.
Marketing Szeptany - pieszczotliwie zwany też polecajkami - to cykl, w którym raz w miesiącu redakcja Magazynu REWERS oraz zaproszeni goście dzielą się swoimi rekomendacjami.
Dzisiejszy Marketing Szeptany zredagował: Kamil Brycki
TL;DR - wszyscy chodzimy w ubraniach, pijemy napoje, czytamy książki, a słuchamy najnowszych Podcastów Magazynu REWERS - albo tego, w którym opowiadamy o fast fashion, albo najnowszego, w którym Brycki solo opowiada o rozwijaniu marki osobistej w Internecie. Zapraszam Was serdecznie do słuchania, bo tworzymy teraz dokładnie takie treści, jakich w świecie mody męskiej brakowało i jestem z tego niezwykle dumny!
Poniżej oczywiście pełna wersja naszego cyklicznego Marketingu Szeptanego.
Co nosimy?
Kamil: Karmelowy garnitur dwurzędowy - noszę to cudo od kiedy tylko przyszło. Ten kolor jest dostępny w kolekcji tkanin od dwóch lat na pewno i zawsze przechodziłem obok niego obojętnie, ale w tym roku postanowiłem zrealizować pewien specyficzny projekt podszewki drukowanej na jedwabiu i karmel pasował po prostu idealnie. Chyba nikt się nie spodziewał, że będzie on robił takie wrażenie i przyznam, że staram się ściągać tę marynarkę tylko do spania. Dzisiaj więc mój segment “Co nosimy” bardzo próżny, ale dawno nie byłem tak szczęśliwy z powodu posiadania jakiegoś garnituru.
Łukasz: Pogoda w tym miesiącu ma swoje kaprysy, niestety zdarza się sporo deszczu. O czym więc pisać, jeśli nie o mojej ulubionej kurtce? Jakieś sześć lat temu udało mi się, za ułamek ceny nowej, upolować na Vinted kurtkę Barbour z woskowanej bawełny. Była jak nowa, zero śladów użytkowania. Jeden ze standardowych modeli tego brytyjskiego producenta - Beaufort. Na tyle długa, że kryje marynarkę. Wielu narzeka, że te kurtki są ciężkie, sztywne i niewygodne. Moim zdaniem to znakomita opcja, jeśli chcemy zaopatrzyć się w coś na tyle uniwersalnego, że posłuży nam zarówno w mieście, jak i poza nim*. Dzięki możliwości wpięcia ocieplanej podpinki (moja to wersja DIY, rzućcie okiem o tu) sprawdza się również przy niższych temperaturach. Służy mi dzielnie od kiedy ją mam, aktualnie czeka na kilka niezbędnych napraw, o czym mogliście już przeczytać w moim ostatnim tekście, opublikowanym na łamach Rewersu. Jak zawsze przy okryciach wierzchnich tak i tu - moim zdaniem warto postawić na większy rozmiar, aby mimo wielu warstw pod spodem zachować wygodę ruchów.
*Oczywiście na wyjazdy stricte sportowe, wysokie góry etc. wybrałbym coś innego, ale w mniej wymagającym kontekście sprawdza się znakomicie!
Mateusz: W marcu: puchowe kamizelki. Tak tak, to właśnie ta krótka chwila w roku, gdy w polskim klimacie mają sens! To tak jak w memach o kurtkach przejściowych - trzeba trafić w idealny moment; nie może być ani za ciepło, ani za zimno. Nasz korpus chroni warstwa izolująca jak zimowa kurtka, ale naszych rąk przed deszczem i zimnem nie osłania nic. Bez sensu? Niby tak, ale jednak nie do końca - gdy na dworze panuje stabilne 10-15*C, w prognozie nie ma opadów, a ja nie wybieram się na żadne poważne spotkanie, to wolę na grubszą bluzę lub sweter narzucić właśnie kamizelkę, zamiast kombinować z wieloma warstwami, przegrzewać się w płaszczu lub marznąć w lekkiej kurtce. Bardzo wygodnie.
Filip: Na co dzień uwielbiam OCBD Ralpha Laurena i koszule od Poszetki. Dużo bardziej kontrowersyjnym elementem są moje casualowe zamszowe loafersy, które ku uciesze internetowym komentatorów noszę ostatnio z białymi skarpetami dość często.

Co pijemy?
Kamil: Wszystko, ale wszystkiego za mało. Ostatnie tygodnie upłynęły mi pod znakiem odwodnienia, a przynajmniej tak się cały czas czuję, więc zacząłem znów kupować wodę butelkowaną dla lepszego odmierzania wypitych litrów. To taka moja sztuczka - choć codziennie korzystam z dzbanka z filtrem, a także saturatora SodaStream, to w okresach takich jak ten, kiedy po prostu pić mi się nie chce i zapominam o nawodnieniu (mój organizm chyba ma ten impuls wyłączony ostatnio) to stawiam swoje zdrowie nad ekologię, aż wszystko nie wróci do normy. Przyznaję bez bicia, ale zawsze powtarzam, że lepiej mieć milion ludzi robiących coś na 60% swoich możliwości, niż stu ludzi dających z siebie wszystko. Dużych regulacją, małych edukacją i zrozumieniem.
Łukasz: Zabrzmi to trochę dziecinnie, ale… soczki! Takie na raz, w kartoniku. Moje najwcześniejsze wspomnienia to Capri-Sonne, te dziwnie pakowane w woreczki (?!) pite na wakacjach, pewnie ponad 20 lat temu. Od przeprowadzki, niemalże codziennie, towarzyszą mi w przerwie w pracy (soczki, obecnie niekoniecznie te spod znaku słonecznej wyspy). Co prawda zwykle przesłodzone, przez co raczej średnio dobre dla zdrowia, ale jeśli mam wybierać między tym, a napojem gazowanym odpowiedź zdaje się prosta!
Mateusz: Będę nudny i znów wspomnę o tym, o czym wspominałem w pierwszym biuletynie: KAWĘ. Speciality, rzecz jasna. Chciałbym wszem i wobec dać Wam znać, że kawowy Mateusz powrócił i na nowo rozpalił w sobie iskrę pasji do tematu - po erze marazmu, z którego powoli wybudzam się od grudnia. Teraz zrobiło się na tyle intensywnie, że nawet popełniłem tekst w tym temacie. Ba, regularnie wymieniam też filtr w moim dzbanku (dbajcie o jakość wody!) i staram się wyciągać więcej z prostych mytych Etiopii, które znów cieszą mnie jak największy delikates.
Filip: Bezalkoholowe piwa, nieważne jakiej marki. A jak ma być śmiesznie to specjały od PORNa i Ścisku.
Czego słuchamy?
Kamil: No oczywiście, że Podcastu Magazynu REWERS (drugie przypomnienie w jednym wpisie, tym razem powinno zadziałać) - a tak muzycznie to zachwycam się nową odsłoną Woodkida. Podczas nagrywania piosenek do animowanego serialu Arcane Woodkid został poproszony o wyjście ze swojej strefy komfortu i razem z producentem wypracowali sposób na połączenie brzmienia charakterystycznego dla Yoanna ze stylem poprzednich piosenek z uniwersum League of Legends . Tak powstały dwie nietypowe jak na niego piosenki, Guns for Hire oraz To Ashes and Blood, gdzie mamy dużo falsetu, wysokich tonów, i mniej elektroniczny charakter. Dalsza eksploracja tego kierunku doprowadziła do kolejnej perełki pod tytułem To The Wilder - piosenka ze zwiastuna gry Death Stranding II zadomowiła się moich słuchawkach praktycznie od momentu wydania. Piękny motyw instrumentalny połączony z wyjątkowym, nietuzinkowym wokalem Woodkida w nowej odsłonie to zdecydowanie motyw przewodni marca.
Łukasz: W tym miesiącu mam dla was polecenia podwójne! Zamiast opisywać szeroko jakiej muzyki słucham ostatnio, łapcie świeżutką playlistę (powiem tylko tyle, że jest eklektycznie i międzynarodowo). Jeśli muzyka, która mi towarzyszy, to nie to co was interesuje, zaledwie wczoraj znalazłem kolejny, bardzo ciekawy podcast. Nazywa się Wehikuł Harel - o modzie, historii, trendach i nie tylko. Bardzo fajna forma oparta o coś w stylu kartek z kalendarza. Autorka tytułuje odcinki latami, o których opowiada. Przesłuchałem kilka, większość wciąż przede mną, co w gruncie rzeczy bardzo mnie cieszy! Dla wszystkich, zainteresowanych i chcących zainteresować się tematem.
Mateusz: Jeśli ktoś zna MF DOOMa, na pewno słyszał historię o tym, jak w trakcie nagrań kultowej już płyty z Madlibem w 2002 do sieci wyciekła kaseta demo z dość zaawansowaną wersją albumu - kaseta, która prawie storpedowała cały projekt, skutecznie zniechęcając twórców do pracy nad nim na ponad rok. Na szczęście, po przerwie udało się Madvillainy dokończyć i w 2005 wypuścić w świat… a teraz, w dwudziesty jubileusz, wytwórnia Stones Throw oficjalnie wydała też ów wcześniejszy leak, na vinylu i w digitalu. Czy demo to rzecz w jakikolwiek sposób lepsza od oryginału? Jasne, że nie, ale jako fan słucham sobie obu wersji na zmianę, dla porównania, bo zawsze byłem ciekaw różnic.
Oczywiście, na pierwszy raz lepiej sprawdzi się album kompletny - z absolutnie fantastycznym Rhinestone Cowboy, kawałkiem napisanym dopiero na kanwie wycieku demo i podanym na zakończenie w taki sposób, który przypieczętowuje całość i pokazuje, kto tu pozamiatał (sampel z oklaskami!). Gdy myślisz, że to już koniec, bit zaczyna się od nowa i wchodzi druga zwrotka, która ostatecznie rozlicza się z historią powstania albumu i domyka ją, serwując nam przy tym takie linijki i gry słów, że głowa mała. C-U-D-O. Polecam. Mówiłem już, że to mój ulubiony album ever?
Filip: Szalony mix od Fleetwood Mac po Pro8l3m i Aviego. Nie mam nawet do wskazania ulubionej piosenki, eklektyczne radio z ulubionych piosenek bez przerwy w głośnikach.
Gdzie chodzimy?
Kamil: Na bouldering - czytałem, że jest to sport bardzo popularny wśród graczy, a jako że z grami miałem swego czasu sporo wspólnego, to postanowiłem spróbować. Nie powiem, że się zakochałem, ale faktycznie chodzę regularnie i podoba mi się to, co wspinaczka robi z moim ciałem. Poza oczywistym wzrostem siły bardzo poprawiła mi się też postawa, z czego jestem dumny, bo zawsze miałem problem z niewypychaniem brzucha. Kilogramowo jest tak samo, za to wizualnie szczuplej i bardziej komfortowo!
Jeżeli nie jesteś fanem uprawiania sportu, ale wypadałoby jakoś aktywniej spędzać czas, to poza spacerami mogę właśnie z czystym sumieniem wspinaczkę polecić. Jest to chyba jedyny sport, który na ściankach oferuje kawę i ciacho, co też pokazuje, że atmosfera bywa całkowicie inna niż na siłowni.
Łukasz: I ja należę do grona miłośników spacerów, najlepiej w miejscach gdzie nie ma tłumów i gdzie otoczenie pozwala mi oczyścić się z nadmiaru bodźców. Właśnie takie miejsce odkryłem niedawno i jest to… cmentarz. Nie byle jaki, bo mam na myśli Quadriportico Cimitero Verano. Duży kompleks ulokowany niedaleko Termini, głównej stacji Rzymu. Cmentarz z początku XIX wieku, o powierzchni niemalże 83 hektarów! Spoczywa tu wiele osób ważnych dla historii Włoch i nie tylko, wspomnieć warto choćby o Garibaldim czy Marcello Mastroiannim. Jedna wizyta nie wystarczy, by zobaczyć go w całości. A jest co oglądać gdyż takiej ilości sztuki nie powstydziłoby się niejedno muzeum. Jeśli tylko przyjdzie wam odwiedzić wieczne miasto i chcecie uciec od tłumów centrum czy Zatybrza cmentarz to jest to. Polecam znaleźć takie miejsce blisko siebie, do medytacji i by odnaleźć spokój w codziennym biegu.
Mateusz: Do chińskiego zagłębia na warszawskim Mordorze. Polecam wszystkim znajomym, polecę i tu, publicznie, bo drugiego takiego w Polsce nie znajdziecie - chciałbym móc napisać, że to nasze Chinatown, ale niestety nawet mnogość chińskich knajp i sklepów nie jest w stanie odczarować smutku grodzonych osiedli między biurowcami. W każdym razie, warto znieść te wątpliwej jakości wrażenia estetyczne dla jedzenia. Najwięcej lokali (4, które już przetestowałem i 2, które dopiero są na liście) znajdziecie w kwartale tory-Marynarska-Rzymowskiego-Cybernetyki, trochę dalej jest też świetne My Food China oraz legendarne Chińskie Pierożki. Praktycznie wszędzie zjecie smacznie, tanio i autentycznie - większość lokali serwuje kuchnię syczuańską, a zarówno ich właściciele, jak i większość klientów to mieszkający w pobliżu Chińczycy, z których wielu przyjechało tu do pracy w międzynarodowych korpo. W okolicy są też prowadzone nierzadko przez tych samych ludzi sklepy, w których znajdziecie wszystko co potrzebne do samodzielnego gotowania - ruszajcie na poszukiwania!
Filip: Lokalny patriotyzm - szybki i tani lunch w poznańskiej karczmie u Grzegorza, a jak mam ochotę na coś lepszego to najczęstszymi wyborami są Sanszajm, Morrina i Bento Sushi.
Co czytamy?
Kamil: Tutoriale dotyczące promptowania AI. Czy tego chcesz, czy nie, AI jest przyszłością i na pewno nie zniknie magicznie z naszej planety, a my musimy zacząć się dostosowywać. Kto szybko załapie i będzie potrafił wykorzystać je na swoją korzyść, bardzo usprawni swoją pracę i wygra wyścig z konkurencją.
Nie promptuję oczywiście całych tekstów, nie robię zdjęć czy muzyki, natomiast staram się być na bieżąco z możliwościami i tym, jak mogą one poprawić mój workflow - może zrobić wstępny research, zwiększyć rozdzielczość potrzebnego obrazu czy znaleźć utwory podobne do wskazanych, ale w wersjach royalty free. Ogranicza nas tylko nasza pomysłowość.
Łukasz: Ostatni miesiąc to ogrom zajęć, więc tkwię wciąż po uszy w Ametorze i Moim Giovannim, o czym pisałem już w poprzednim wydaniu Marketingu szeptanego. Ale na stoliku nocnym czeka już kolejna pozycja, jedna z moich absolutnie ulubionych książek. Mogę bez cienia wątpliwości powiedzieć, że zmieniła moje życie. Mam na myśli Der Zauberberg - Czarodziejską górę autorstwa Tomasza Manna. Trudno mi ubrać w słowa to, co chciałbym przekazać na jej temat, jeśli nie czytaliście sięgnijcie po tę pozycję koniecznie, podziękować możecie mi później.
Mateusz: Nic nowego - po tym, jak zmęczyłem (odpowiednie słowo, absolutnie nie polecam, ale nie umiem zostawiać napoczętych książek) Wilka z Wall Street, pozyskanego w ramach booksharingu, a który to miał być lekką i szybką lekturą (wiecie, że nie oglądałem filmu?), muszę odpocząć. Uciekam czytać ClassicAuto, mój ukochany magazyn - który jak ostatnio podliczyliśmy z Kubą Ziółkowskim, teraz członkiem jego redakcji (pozdrowienia, gratuluję wymarzonej pracy!), kupuję co miesiąc już od 10 lat - magazyn o tych fajnych samochodach.
Filip: Obecnie próbuje przebrnąć przez biografię Antoniego Patka, ale idzie oporowo - może czas na audiobooka, bo ostatnio kilometrów między Warszawą a Poznaniem robię coraz więcej!

