Marketing Szeptany #2
Marketing szeptany to drugi stały cykl w Rewersie, pełny poleceń redaktorów Magazynu Rewers, a także gościń i gości - raz w miesiącu chcemy podzielić się tym, co akurat za nami chodzi (albo za czym chodzimy my), w luźniejszej formie.
Dzisiejszy Marketing Szeptany zredagował: Łukasz Lenczyk
Grudzień to czas zakupów, styczeń dla wielu czas wstrzemięźliwości. Dry January co prawda tyczy się rezygnacji z alkoholu, ale rezygnacja z zakupów też może wiele wnieść do naszego życia. W styczniu czy nie, taki zakupowy „detoks” może przynieść wiele dobrego, pobudzić kreatywność i pomóc na nowo docenić rzeczy, które już mamy. W końcu mniej znaczy więcej! Co ciekawe, ilekroć robiłem sobie taką przerwę, zwykle po danym czasie miałem selekcję rzeczy do sprzedaży lub oddania! Znacznie rzadziej, listę tego, co chciałbym w najbliższym czasie nabyć. A skoro już o listach mowa, zapraszam was serdecznie do lektury drugiej odsłony Marketingu Szeptanego.
Co nosimy?
Kamil: Moja misja znalezienia idealnej pary butów nadal trwa, ale powoli czuję, że dobiega końca dzięki marce, o której w życiu bym nie pomyślał. Jeżeli wiecie, czym są Martensy, to chciałbym zapoznać Was z marką Solovair - to właśnie dzięki tej fabryce Martensy były wyniesione na piedestał ze względu na swoją jakość. Aktualnie robi się je gdzie indziej, stąd też (podobno) zauważalny spadek, natomiast Solovairy nadal są butami wartymi polecenia i niedawno znalazłem tam czarne penny loafers ze skóry zamszowej. Miękkie, porządnie uszyte, wygodne, katowane od prawie tygodnia. Czyżbym znalazł swojego Świętego Graala?
Łukasz: Podkolanówki z wełny merynosa! Game changer, gdy chodzi o komfort noszenia skórzanych butów przy niższych temperaturach. Jeśli i Ciebie kusi, by do płaszcza nosić loafersy, ale nie chcesz przy okazji nabawić się odmrożeń, zmiana z bawełny (nawet tej grubszej) na merino jest nie do przecenienia. I tak, mówimy o podkolanówkach. Skarpety do połowy łydki od dawna są passé.
Mateusz: Czapki - z daszkiem, dokerki, beanie. Chłopaki się śmiali, że na Pitti zabrałem aż cztery… (nadal uważam, że Mateusz zabrał 5 czapek na 3 dni - przyp. Kamil) [nie Kamilu, wziąłem 4 czapki na 4 dni - przyp. Mateusz] Pomyślałem, że w sumie jestem czapkowym świrem i dobrze mi z tym. Jeszcze 10 lat temu potrafiłem przechodzić całą zimę z gołą głową, teraz sobie tego nie wyobrażam. Raz, że tak cieplej i milej. Dwa, że tak zdrowiej. Trzy, że tak praktyczniej, bo moje włosy są pod kontrolą. A, no i cztery - to świetne akcesorium, a zawsze da się dobrać odpowiednią czapkę do pogody; teraz na przykład siedzę i piszę to na urlopie, słońce świeci, jest gorąco, a moje oczy osłania daszek. Czapki są fajne. Lubię czapki. Noszę czapki. Polecam też Tobie, że tak zacytuję klasyka.
Joanna: Noszę ubrania, nie przebrania - taka banalna refleksja naszła mnie ostatnio podczas corocznego przeglądu szafy. Wracam całkowicie do siebie i choć pewnie wiele mnie omija w oceanie socialmediowych stylizacji, szukam oddechu. Nie oglądam Pinteresta, zaglądam do garderoby. Coraz częściej szukam prostoty z małym twistem (mam słabość do lat 70.) i spokojnych kolorów. Nie czuję, że muszę udowadniać, że znam się na modzie i nadążam za trendami.
Co pijemy?
Kamil: Styczeń był dla mnie powrotem do smaku dzieciństwa, czyli do naparu z mięty z łyżką miodu. Niestety tym razem nie mam do polecenia żadnej fancy kawy, a targowe negroni nie rozkochało mnie w sobie szczególnie, ale w sumie… czy zawsze musimy cieszyć się tylko z fancy rzeczy? Skoro piękno tkwi w prostocie, to ja tym razem znajduję dużo przyjemności w najprostszej formie, jak tylko się da.
Łukasz: Jak najwięcej ciepłych rzeczy, sezon przeziębień i chorób znacznie łatwiej przetrwać, gdy co rano zaczniemy dzień od dużego kubka ciepłej wody z goździkami, imbirem i miodem. Napary z ziół, herbata, z braku laku nawet kawa zbożowa - byle ciepłe znacznie ułatwią naszemu organizmowi funkcjonowanie w utrudnionych warunkach.
Mateusz: W tym miesiącu herbatę - z mlekiem. Próbowaliście? Podobno na Śląsku jest to popularne i mówią na to “bawarka”; ja jednak potrzebowałem podróży do Azji, żeby się do tego przekonać. Teraz, podczas kolejnej, pielęgnuję ten zwyczaj: milk tea na bazie bardzo mocnej czarnej herbaty z mlekiem skondensowanym w Hongkongu, podobny teh tarik w Malezji i Singapurze, bubble tea na oolongu lub earl greyu z cukrem palmowym (moja słabość!) dla schłodzenia, byle jaka herbata w samolocie zalana mlekiem, dla rozgrzania. Choć w Polsce, na miejscu, to nie to samo - znam zbyt wielu ludzi, którzy krzywią się na samą myśl - wiem, że gdy tylko znajdę się w miejscu, w którym nie dostanę dobrej kawy, to poproszę właśnie o herbatę z mlekiem. To bezpieczny wybór, bo choćby zaparzyć najpodlejszą torebkę, to połączenie zawsze jest co najmniej przyzwoite!
Joanna: Cholernie dobrą kawę, jak u Lyncha. Lubię te o karmelowych i czekoladowych nutach - w ulubionej filiżance, rzecz jasna. I wodę kokosową, żeby mieć tropiki pod ręką. W drinkach nie dokonujemy rewolucji, nie trzeba poprawiać idealności Negroni.
Czego słuchamy?
Kamil: Nowej klasyki w nurcie minimalistycznym, czyli mojego ulubionego kompozytora - Maxa Richtera. Max Richter w zeszłym roku wrócił ze swoim nowym albumem i choć jest on na moich słuchawkach od dnia premiery, to w styczniu dwa utwory towarzyszyły mi bardzo często: Love Song oraz And Some Will Fall. Idealnie pasują do zimowego klimatu, do leżenia pod kołdrą w ciemności, do spacerowania w śniegu z zamkniętymi oczami w oczekiwaniu, aż świat się skończy. Zrobiło się nostalgicznie, co?
Łukasz: Ponownie podcastów - po polsku nieustannie polecam „O zmierzchu” Marty Niedźwiedzkiej a z zagranicznych Blamo, autorstwa Jeremiego Kirklanda! Na dobry start polecam odcinki Oliverem Dannefalk oraz Carlem Pers z Rubato, Nicolasem Gabard z Husbands czy W. Davidem Marxem (którego to książkę polecam niżej). A z muzyki? Cóż, jeśli chcecie się dowiedzieć czego słuchałem w ostatnim czasie odsyłam do tekstu „Żyć jak psy” i tak też nazwanej playlisty!
Mateusz: Na urlopie - jeszcze więcej podcastów niż zwykle, zwłaszcza w podróży. Mój ulubiony temat? Szeroko pojęta geopolityka. Najczęściej to: Podcast OSW (Ośrodek Studiów Wschodnich), Podkast amerykański, Dwie lewe ręce, Dudek o historii, Powojnie. Dodatkowym plusem jest to, że w samolocie najłatwiej zasypia mi się właśnie do nich - z zastrzeżeniem, że na tę okazję rezerwuję odcinki potencjalnie nudne/na mało interesujący mnie temat. Jak przysnę, nie jest mi żal; jak nie zasnę, to dowiaduję się czegoś, co normalnie bym pominął.
Joanna: Tego, co wywołuje drżenie - jak głos Joan Baez. Albo kompletnie przypadkowe znaleziska, które ostatnio są moimi złotymi strzałami w podróżach i winylowych sklepach. Nie czytam nic, wybieram okładkę - mam wtedy suwenir idealny. Niezmiennie polecam kanał My Analog Journal, gdzie na YouTube możemy odkryć muzykę z całego świata w genialnych setach.
Gdzie chodzimy?
Kamil: Od momentu, w którym skończyłem pracę w Bytomiu do stycznia 2025 galerie handlowe odwiedzałem dość rzadko. Po moim powrocie z targów jednak regularnie odwiedzam poznański Stary Browar, ponieważ powstał tam świetny restauracyjny koncept - Pop2Up. Co tydzień za ladą znajdziemy innego szefa kuchni, co sprawia, że wśród wielu fastfoodów pojawia się mała perełka, gdzie można zjeść świetnego dewolaja lub schab przygotowany przez osoby z doświadczeniem z gwiazdkowych restauracji. Nic tylko jeść!
Łukasz: Do kina! Zima to od zawsze był dla mnie filmów na dużym ekranie. Do tego ta pora roku obfituje niezmiennie w premiery. I tak, zobaczyć film w kinie to nie to samo co odpalić streaming na laptopie.
Mateusz: Pozwolę sobie wcisnąć dwie wakacyjne polecajki w jeden punkt:
Na targi jedzeniowe - najlepsze jedzenie w Azji jest tam, gdzie ludzi jest dużo, napisów po angielsku mało, warunki sanitarne na obcym dla europejczyka poziomie, a ceny niskie. To, jak poszczególne kraje starały się to uregulować, zasługuje na dodatkową lekturę (albo i wpis - jeśli chcecie, żebym pisał o jedzeniu, dajcie znać, ha!), ale i Cooked Food Centers w Hongkongu, i Hawker Centers w Singapurze, i rozkładane w określone dni tygodnia dzielnicowe targi w Kuala Lumpur, i proste stoiska przy ulicy w Bangkoku to raj dla foodies.
Do sklepów, które zawsze chciałem odwiedzić - takie małe ciuszkowe pielgrzymki. Na urlopie, jeśli akurat nie jem lub nie nadrabiam listy lektur, to najprawdopodobniej znajdziecie mnie w najbliższym sklepie z menswearem. Bryceland’s, The Armoury i The Anthology już za mną, The Decorum (kilka oddziałów, jak się okazuje), BEAMS, United Arrows i PRONTO przede mną.


Joanna: Przed siebie - bez rekomendacji, must-see i przewodników. W moim mieście i podczas podróży. Śmiem twierdzić, że każda z moich ulubionych miejscówek była wynikiem przypadku i ciekawości. Żeby iść tam, gdzie lokalni, mieć otwartą głowę. Na przekór algorytmom i myślom, które zastępują Twoje.
Ale oczywiście podróż po przekątnych mieszkania też może być dobrym ćwiczeniem wyobraźni. Przecież Twoje towarzystwo jest elitarnym klubem.
Co czytamy?
Kamil: Ukryta inteligencja hormonów. Dzięki takim książkom odciąłem się od narracji dotyczącej wielu rzeczy, w tym wypadku mówiącej o tym, że to, że kobiety są istotami bardziej podatnymi na działanie hormonów jest czymś negatywnym. Autorka bardzo dobrze pisze - skoro ewolucyjnie mózgi kobiet działają w oparciu o hormony, to może warto zastanowić się, dlaczego tak jest, i znaleźć w tym nie problem, a szansę? Może w różnych momentach w cyklu warto skupić się na innych zadaniach zamiast bez przerwy porównywać się do tego, jak funkcjonują mężczyźni? Takie podejście bardzo otwiera głowę i polecam każdemu z Was spojrzeć na swoje życie przez ten pryzmat. Może i Twoje ADHD przeszkadza we wpisaniu Cię w jakieś określone ramy, ale z drugiej strony to może być jednak ogromna szansa na całkowicie innym polu, gdzie Twój hiperfokus, szybkość reakcji i nieszablonowe myślenie będzie dużo ważniejsze od siedzenia w bezruchu przez 8 godzin.
Łukasz: Pod ręką wciąż Ametora autorstwa W. Davida Marxa. Polecam wszystkim, nie tylko zainteresowanym menswearem, bo niecodziennie przeczytać można coś tak dobrze i dogłębnie przemyślanego. A historia tego jak Japonia w ciągu raptem kilku dekad zmieniła się z kraju „bez stylu” w trendsettera skali światowej, oczaruje każdą osobę, która choć trochę interesuje się tematem. A by pozostać w klimacie kraju kwitnącej wiśni jestem świeżo po lekturze Kameliowego sklepu papierniczego autorstwa Ito Ogawy. Książki wydanej w Polsce przez fantastyczne, niszowe wydawnictwo Tajfuny. Lektura pogodna, raczej lekka, ale przywołująca uśmiech i budząca ciepło w sercu.
Mateusz: Mówiłem już, że jestem wikipediowym świrem, ale czy wspomniałem, że jestem też varsavianistycznym świrem? Czytam wszystko, co mi wpadnie w ręce, na temat tego miasta - zwłaszcza jego powojennej odbudowy i wielkich planów z czasów PRL. Teraz to “Warszawa - problemy rozwoju” (dokładnie ta), publikacja wydana w 1981, wygrzebana przez moją żonę w antykwariacie. Fascynujące jest to, że ponad 40 lat później, sporą jej część czyta się nie jako historię, a jako nadal aktualną diagnozę.
Joanna: Z tęsknoty za Japonią zatapiałam się ostatnio w kulinarnych opisach z niemal erotyczną lubością (i w kryminalnym sosie) - w „Maśle” Asako Yuzuki. Wcześniej - „Lata” Annie Ernaux. I choć nie dałam się aż tak porwać fabule, byłam zachwycona mistrzowskim językiem.
Niezależnie od tego, czy to kolejny miesiąc zakupów, czy wstrzemięźliwości mam nadzieję, że nasze rekomendacje zainspirują Cię do poszukiwania piękna i sensu w każdym z dni, które nam pozostały. Oby ten rok był czasem dobrze przeżytym, obfitującym w szczere relacje i grono inspiracji.