Nowy rok to dla wielu nowe nadzieje. Dla innych - nowe niepokoje. Szczególnie, jeśli po latach moszczenia się na szczycie kryształowej wieży w końcu nadszedł czas, żeby spojrzeć w dół, gdzie tym razem nie widać miękkiej poduszki z bezkrytycznego oddania. W ten sposób mogą czuć się luksusowe domy mody. Zagubione w dynamicznym krajobrazie trendów, często nie potrafią poradzić sobie z nagłym spowolnieniem sprzedaży. Utknęły w labiryncie, gdzie wydawałoby się coraz więcej osób sięga po luksus, ale przy tym robi to w zupełnie inny sposób. I to nie tylko ze względu na galopującą inflację.
W momencie, w którym rynek wydaje się być przesycony, a ceny kultowych produktów wzrastają do absurdalnych poziomów, marka musi naprawdę dobrze się postarać, żeby uzasadnić rząd zer na metce. Kiedy dla najzamożniejszych odbiorców wszystko jest na wyciągnięcie karty kredytowej, wydanie lekką ręką ogromnej kwoty zaczęło być… zbyt łatwe. Raport Depop wspomina, że jeśli konsumenci zamierzają przeznaczyć na coś pieniądze, wyraźnie biorą pod uwagę również inwestycję w jakość i ponadczasowość. Coraz częściej desperacko poszukują wyróżnienia się, historii i wyjątkowości, a tu z odsieczą przybywa rynek resellingu, który nigdy nie był tak popularny. Mimo trudnych czasów, na horyzoncie nie widać dramatycznych tąpnięć w modowych tendencjach - bardziej uwięzienie dżina nostalgii w butelce. Można winić za to kryzys, nieustanne podkradanie pomysłów na linii luksus-sieciówka, czy zaklęty krąg trendów. Sięganie do przeszłości jest więc bezpiecznym i logicznym wyborem. Chęć złowienia czegoś z drugiej ręki za ułamek ceny nie jest tajemnicą, a vintage stało się snobizmem, który dla odmiany nie irytuje, a inspiruje. Tu oczywiście zakładamy analizę zachowań w bańce poza haulami z SHEIN i dobrą stronę medalu. Pora na drugą.
1% populacji może i wybierze zawodników luksusowej wagi ciężkiej - jedwabny tiszert Loro Piany za kilka tysięcy (co prawda nie T-shirt, ale top z jedwabiu dla potwierdzenia zobaczycie tutaj - dop. Kamil), czy pozbawioną logo torebkę Margaux od The Row, na widok ceny której można się przeżegnać. Niezależnie od tego, czy zwracamy się ku quiet luxury, czy Y2K - raport o stanie mody na rok 2025 od McKinsey and Company wspomina o jeszcze jednym zjawisku na horyzoncie kryzysu luksusu. Bezprecedensowy wzrost wszelkiego rodzaju “dupes” (skrót od “duplicate”). O czym mowa? Można zaryzykować, że są to wszelkiego rodzaju tańsze “zamienniki” , czy też “repliki” , najczęściej luksusowych produktów, które stały się viralowe. Podobno takiej samej jakości, czasami nawet lepszej.
Wahadło całego podróbkowego dyskursu oddala się od żenady dzięki Gen Z. Tak jak pierwszym celem podróby było udawanie oryginału, żeby przydać sobie statusu, obecnie jawne znajdowanie odpowiedników to dla niektórych oznaka uważności, modowego sprytu i świadomej konsumpcji. Przeczesując social media można wręcz odnieść wrażenie, że momentami w dupe culture da się wyczuć nuty pozornego buntu - nie obciachu. Dapper Dan 2.0.? Przecież ze złodzieja stał się ikoną kontrkultury i architektem stylu hip-hop. Czy są tu podobieństwa? Nie do końca.
Nikomu nie przyszłoby do głowy, że znalezienie (trzymajmy się przykładu Loro Piany) odpowiednika jedwabnego tiszertu, tylko bez luksusowej metki, jest kradzieżą - głównie przez to, że dotyczy podstaw szafy, które nie są objęte patentem i które niemal każda markama w swojej ofercie. Ale w przypadku wielu innych produktów wchodzimy w szarą strefę, gdzie od ordynarnych podróbek odróżnia je jedynie brak kradzieży logo i kilka subtelnych różnic projektu. Jednak często charakterystyczny design jest na pierwszy rzut oka niemal identyczną repliką. To nie obciachowe Versacze z bazaru z krzywą głową meduzy. To coś, co nie chce udawać, żeby wtopić się w zamożny tłum. Przeciwnie - to coś, co zaczepnie mówi “jest prawie identycznie i co mi zrobisz?” Nie było ostatnio głośniejszego przykładu dupe niż supermarketowej wersji synonimu luksusu nad luksusy - torebki Birkin od Hermès. Tyle że z Walmarta.
Przyznam, że mało rzeczy mnie dziwi, ale tu musiałam porządnie przetrzeć oczy. Choć sieć sklepów Walmart liznęła już luksusu sprzedając wysoką modę z drugiej ręki online, teraz postanowiła zrobić jeszcze jeden krok.
Wywiązała się gorąca dyskusja. Przeciwnicy zarzucili Walmartowi ewidentną kradzież symbolu francuskiej elegancji. Obrońcy położyli na wszystko asa amerykańskiej wolności: w USA nie będzie podziału na klasy, nie będzie idiotycznych list oczekujących na torebkę i z pewnością nie będzie śmiesznie wysokiej ceny. Walmès, czy też Wirkin, wygląda podobnie. Też jest ze skóry. Kosztuje 80 dolarów zamiast kilkunastu tysięcy. Posiadacze torebki z Walmarta nie chowają się ze wstydu - są dumni, jakby znaleźli sposób na wyrolowanie systemu. Puść starego, dobrego punka w tle i wszystko wygląda wręcz rebeliancko. Ale wszystko to walka na plastikowe miecze w komentarzach o tworze-wydmuszce. Wirkin zniknęło z oferty, problem pozostał.
Kontrowersje są bezsprzecznie zasłużone. Przepaść pomiędzy cenami marek luksusowych a resztą tylko się pogłębia. Odbiorca świadomie konsumujący modę ma teraz na ramionach kreskówkowe postacie: aniołka i diabełka. Aniołek podpowiada - zainwestuj w jakość, nie potrzebujesz do tego repliki znanej metki. Diabełek kusi - zainwestuj w to, co wygląda na luksus, najwyżej się trochę oparzysz zbliżając do oryginału. Analiza Washington Post wspomina jeszcze jeden paradoks - viralowa popularność kopii może jednocześnie wpływać na wyprzedawanie się oryginału. W którąkolwiek stronę nie pogalopuje dupe culture lubię myśleć, że wraz z upływem lat patyna może wyglądać szlachetnie, a rdza - tanio.
Asia Hoffmann przygotowała wiele linków z interesującymi artykułami oraz analizami. Część znajduje się podlinkowana w tekście, z kolei część macie poniżej:
https://www.whowhatwear.com/fashion/trends/is-quiet-luxury-over
https://www.whowhatwear.com/fashion/luxury/luxury-report-2024
https://www.theguardian.com/media/article/2024/may/20/counterfeit-cool-high-end-brands-urged-embrace-dupe
Freakery - Joanna Hoffmann - marzycielka między wymiarami. Swoje kanały społecznościowe prowadzi w sposób różny. Na profilu instagramowym znajdziecie bardzo artystyczne kadry z poetyckimi opisami, na YouTube czy Spotify wielowątkowe i rozbudowane analizy ze świata mody, które biorą pod uwagę fakt, że ubrania nie istnieją w próżni.
Birkin - dla mnie to synonim obciachu (a nie jestem gen Z, tylko osobą dużo starszą). Dlaczego? Bo to symbol wszystkiego co nowobogackie i do granic wannabe, tak bardzo, że aż napawa obrzydzeniem. „Ikona stylu” dla ludzi, którzy nie mają sobą nic do zaoferowania do tego stopnia, że wokół kawałka (i to nie najwyższej jakości) skóry i kilku gram okucia, musieli zbudować swoją tożsamość. Ludzi, którzy bez swoich drogich akcesoriów, nawet we własnych oczach są nikim.
A już największym kosmosem jest dla mnie kupowanie ciuchów z wielkimi logotypami, to prawdziwy wyraz ubogiej mentalności…