Z innej bańki #4 - fotorelacja z życia
W dzisiejszych czasach wszyscy jesteśmy fotografami - i to jest właśnie super!
W kieszeniach spodni, w kieszeniach marynarek, w kieszeniach kurtek. W torbach, torebkach, nerkach i plecakach. W dedykowanych uchwytach w samochodach i na bezprzewodowych ładowarkach - wszędzie, dosłownie wszędzie, nosimy ze sobą małe aparaty i uwieczniamy momenty z życia, jak leci, bo nigdy nie wiadomo, za czym zatęsknimy. Kiedyś byłem przeciwnikiem, a dzisiaj serdecznie zachęcam do zabawy w domorosłych fotografów: zapraszam więc na mały przewodnik po fotografii relacyjnej… bez spiny.
Jeszcze do niedawna ulegałem pewnej „propagandzie” - starałem się nie wyciągać telefonu na przykład na koncertach, żeby praktycznie nic nie nagrywać, a bardziej „być obecnym”; nie robiłem losowych zdjęć w ładnych miejscach podczas wyjazdów, a jeżeli już, to jak najszybciej, aby mieć z głowy, i „chłonąć dany klimat”. Z perspektywy czasu dostrzegam jednak, że to właśnie te zdjęcia w dużej mierze służą nam dzisiaj za pamiątki; że po latach brakuje mi na przykład nagrania mojej ulubionej piosenki z koncertu Eda Sheerana z 2014 roku, na który trafiłem trochę przypadkiem. Czy te 45 sekund zepsułoby mi cały koncert? Kamil z Przeszłości na pewno właśnie tak by powiedział, za to Kamil z Teraźniejszości i Przyszłości już nigdy nie usłyszy tego konkretnego wykonania, które tak dobrze wspomina.
Kiedyś chodziło się z aparatami kompaktowymi i wklejało zdjęcia do albumów, a dzisiaj nagrane filmy wrzuca się do chmury - nie ma lepiej i gorzej, jest po prostu inaczej. Z tego powodu uważam, że warto chociaż w małym stopniu w tej fotografii się podszkolić, bo skoro mamy już aparaty robiące zdjęcia świetnej jakości zawsze przy sobie, to małym kosztem możemy zadbać o to, aby nasze pamiątki nie stanowiły tylko uwiecznienia danego momentu, ale również wywoływały pewne emocje i były powodem do dumy. Co więcej, pamiątkowe zdjęcie zrobimy wtedy bardzo szybko, bez kilkudziesięciu prób, zmarnowanych minut i złości, że coś nie wychodzi.
Od 2018 roku, czyli od kiedy w moim arsenale pojawił się bezlusterkowiec, na wszelkie wyjazdy jeżdżę z „profesjonalnym” aparatem. Nie oznacza to jednak, że od razu zacząłem robić zdjęcia wysokiej jakości, które mi się podobały - początki były trudne, nieostre i szare, a co najgorsze, zrobienie zdjęcia trwało po prostu wieki i frustrowało. Dopiero uczyłem się obsługi aparatu, jak działa trójkąt ekspozycji i na własnej skórze musiałem się przekonać, dlaczego 50mm nie jest najlepszym obiektywem, jaki na wycieczkę można zabrać.


Najważniejsze było jednak to, że zacząłem ćwiczyć swoje oko, rozglądać się na boki w poszukiwaniu naturalnych ramek czy ładnych kadrów, w których mogę kogoś lub coś umieścić, aby mieć zdjęcie nie tylko pamiątkowe, ale po prostu ładne. Poszukiwać ciekawych sytuacji, które można nagrać wykorzystując proste zasady złotego podziału czy symetrii. Potrenować uważność i spostrzegawczość, bo to nie jest coś, czego nie da się nauczyć. Przestałem bagatelizować fotografię i nawet do tej mobilnej zacząłem podchodzić poważniej, zaczynając chociażby od ustawiania telefonu prosto i lekkiego ściemniania ekspozycji dla uzyskania bardziej naturalnych kolorów.
W swojej pobocznej karierze fotografa miałem przyjemność fotografować ślub swoich przyjaciół, imprezę w klubie czy właśnie Pitti Uomo i dochodzę do wniosku, że jakbym miał sprowadzić całe swoje doświadczenie do jednej rady to powiedziałbym, że trzeba po prostu być w odpowiednim miejscu i odpowiednim czasie. Piekło dla perfekcjonistów, bo nie masz szansy na powtórkę i musisz żyć z tym, co uwiecznisz. Z drugiej strony jest to bardzo uwalniające, bo musisz zaufać sobie, aby po każdej sesji mieć poczucie, że podjąłeś najlepsze decyzje w danym czasie i nie mogłeś overthinkować, bo prawdopodobnie przegapiłbyś wtedy całą sytuację.








Weźmy na tapet Roberta Spangle’a. Bardzo intryguje mnie połączenie fotografii modowej oraz reportażu wojennego, ale z drugiej strony ten fotograficzny fundament (nie mówię o poczuciu bezpieczeństwa i niezbędnych umiejętnościach dotyczących przetrwania, odnoszę się stricte do robienia zdjęć) jest bardzo zbliżony - jesteś tu i teraz, masz aparat o określonych możliwościach, oczy dookoła głowy i lecisz. Fotografujesz. Łapiesz chwile. A żeby były one jeszcze uwiecznione estetycznie… tutaj już musisz zaufać sobie i swojej pamięci mięśniowej.
Na całkowicie drugim biegunie mamy na przykład Nicholasa Folsa albo Harisa Nukema. Zdjęcia są przygotowywane od A do Z przez większe zespoły, powstaje scenografia, analizuje się oświetlenie, wypożycza stroje i rekwizyty, zatrudnia makijażystów/makijażystki, fryzjerów/fryzjerki. Tacy fotografowie tworzą dzieła sztuki, ale tylko pozornie wydaje się, że nie da się od nich czegoś zaczerpnąć do swojej fotografii. Patrzmy na łączenia kolorów, podglądajmy pozy, zastanawiajmy się nad kątami, z których zdjęcia były robione.









Po krótkim czasie okaże się, że robienie ładnych zdjęć nie jest aż tak trudne - warto włączyć siatkę i poziomicę w telefonie, a w większości przypadków ustawić się ze światłem lub od boku, a niekoniecznie pod światło. Odsunąć trochę aparat od kubka z kawą i ustawić go na przecięciu linii, aby pokazać też więcej sceny za nim. Na prośbę o zdjęcie nie wyciągać telefonu i nie naciskać spustu wirtualnej migawki na pałę, tylko rozejrzeć się za ładnym tłem, promieniami słońca, charakterystycznym miejscem czy teksturą, która uatrakcyjni nasz kadr. Minuta spędzona na zastanowieniu się, gdzie można zrobić zdjęcie, pomnożona przez cały wakacyjny wyjazd pozwoli oszczędzić sporo miejsca w galerii!
Ciekawym pomysłem są też tak zwane (przynajmniej w moim słowniku) pocztówki z życia, czyli zdjęcia lub filmy małych codziennych aktywności, które gdzieś zauważysz. Panią na ławce w parku w Kopenhadze czytającą gazetę czy pana grającego na skrzypcach w Ogrodzie Pomarańczowym w Rzymie, starych znajomych podczas spotkania i kolejnego już drinka.









Oczy dookoła głowy to myśl, która zawsze mi towarzyszy przy wyciąganiu aparatu. Nie uważam, że robię zdjęcia wybitne, ale myślę, że w miarę widzę, gdzie się coś dzieje i właśnie tam staram się pojawić, a to jest przecież sedno fotograficznego reportażu - na pierwszym miejscu zawsze są ludzie to, co się dzieje. Nie bójmy się wyciągać telefonu i uwieczniać momentów, które wywołują emocje, bo wspomnienia z czasem bledną i to właśnie zdjęcia pozwalają je odświeżać bez końca.
Wszystkie zdjęcia we wpisie są mojego autorstwa. Są dodane w galeriach, więc jeżeli czytasz wpis w przeglądarce - możesz kliknąć na zdjęcie, aby je powiększyć.