Wszystko jest kopią kopii
A różnicą między kopiowaniem a inspirowaniem się jest intencja i szczerość.
Kiedy widzisz pracę podobną do Twojej i mówisz, że ktoś się zainspirował, to prawdopodobnie sam pamiętasz, jak zaczynałeś, a jednocześnie czujesz się pewnie w tym, co robisz. Nie chodzi tylko o ubieranie się, ale też o grę na instrumencie, pierwsze sesje zdjęciowe, zakodowane strony internetowe, przygotowane obiady… W każdym aspekcie naszego życia, w którym chcemy się rozwinąć, najpierw powtarzamy to, co już ktoś inny zrobił, aby zdobyć w danej czynności jakąś biegłość i dopiero potem rozwijać swój własny warsztat.

Ucząc się gry na pianinie oglądałem filmy na YouTube dziesiątki razy i dosłownie kopiowałem układ dłoni, melodyjność, starałem się otaczać dobrymi wzorcami, co oczywiście później przełożyło się na to, jak grałem - czy tego chciałem, czy nie. Kiedy chwyciłem skrzypce do rąk to moja nauczycielka również pokazywała mi, jak gra ona, a także jak grają wielcy skrzypkowie, żebym od początku mógł rozwijać się w odpowiednim kierunku.
Na początku fotograficznej drogi próbowałem odtworzyć zdjęcia, które mi się podobały, aby dowiedzieć się, jak się uzyskuje efekt, który miałem w głowie, a do którego jeszcze nie byłem w stanie dotrzeć. Rozwijając profil na IG w stylu paryskim (jeżeli pamiętacie najpopularniejsze zdjęcia na Instagramie w 2019 roku to wiecie, o czym mówię) oczywiście podglądałem wiele twórczyń internetowych, aby w końcu złapać odpowiedni vibe. Nie chciałem robić takich samych zdjęć, ale siłą rzeczy były one dość podobne. To samo tyczyło się podwórka menswearowego - wystarczyło obserwować zdjęcia wstawiane na jednym profilu, bo wszyscy w zasadzie wrzucaliśmy ten sam kadr i on gwarantował dobry zasięg.
Czy to oznacza, że kopiowałem te zdjęcia, a nikt z nas tak naprawdę nie był kreatywny?


Jeżeli uznamy, że podczas gry na pianinie kopiowałem swojego nauczyciela, to tak, zdjęcia w trendzie paryskim też kopiowałem. Tak samo skopiowałem pomysł na gadane rolki, których jeszcze we wrześniu 2023 na polskim Instagramie nie było, ale na zachodzie już zbierały jakieś pierwsze żniwa. Czy spędza mi to sen z powiek? Ani trochę, bo nigdy nie przypisywałem sobie wymyślenia danego formatu czy typu zdjęcia.
Bo różnica między inspiracją a kopiowaniem w każdym z tych przypadków nie polegała na tym, że nie miałem swojej wizji, tylko na tym, jak bardzo ktoś myślał, że wynalazł koło na nowo.
Zanim wystartowałem ze swoimi rolkami to widziałem podobny format u Vimala Panalickala, świetnego człowieka, którego miałem przyjemność poznać podczas urodzin Maximiliana Mogga w Berlinie. Bardzo podobało mi się to, co Vimal robił, natomiast z mojej perspektywy - człowieka, u którego musi się dużo dziać - samo gadanie było trochę nudne. W tym, co robi Vimal widziałem jednak bardzo dużo sensu, ponieważ spotkał się z bardzo ciepłym przyjęciem, obserwujący rośli mu ekstremalnie szybko, a na domiar złego sam z przyjemnością słuchałem, co ma do powiedzenia.
Napisałem więc do niego, czy to w porządku, że chcę zrobić bardzo podobny format, ale na swoim rynku - mówiąc nie po angielsku, a po polsku. Wstrzymałem oddech, ponieważ moje doświadczenia pokazywały mi, że ja trochę inaczej rozumiem ten tandem inspiracji/kopiowania, niż wiele osób, ale na szczęście szybko okazało się, że z Vimalem nadajemy na tych samych falach. Odpisał bowiem, że przecież siedzenie na krześle i gadanie do kamery o ubraniach to nie jest rocket science i nie ma na to żadnego patentu, więc mam robić, co mi się podoba. Dodałem oczywiście trochę swoich kadrów jak parzenie kawy czy różne przebitki, więc z mojej perspektywy zostałem zainspirowany. Z perspektywy osób nieprzychylnych pewnie skopiowałem ten pomysł.
Gdyby Vimal uważał, że jedynym plusem jego internetowej twórczości jest ten format, to byłby pewnie obrażony i oskarżył mnie o skopiowanie swojego pomysłu. On jednak wiedział, że to nie format stanowi jego siłę, a jego osobowość - jego spojrzenie na świat, na ubrania, jego doświadczenie, wiedza, wszystko, co przeszedł. Siłą Vimala jest Vimal, a nie nagrywanie gadanych rolek.
Trzy miesiące po swoich pierwszych viralach przeniosłem tę formułę na profil instagramowy Buczyński. Aby zapoznać odbiorców z naszymi doradcami wymyśliłem prostą formułę: jedno zdanie wstępu, przedstawienie się i przejście do rzeczy. Czy granatowy garnitur jest najlepszy na studniówkę? Mam na imię Kamil i dziś opowiem o tym, jakie opcje można wybrać na prawdopodobnie pierwszy bal w swoim życiu. Ta formuła dość szybko została powtórzona w rolkach pewnej konkurencyjnej marki, ale mogłem się z tego powodu tylko uśmiechnąć. Serio, mam się wściekać, że ktoś przedstawia się na swoich filmach, bo ja przedstawiałem się pierwszy? Czy siłą rolek Buczyńskiego jest to, że się na nich przedstawiam?
Doskonale rozumiem, że traktujemy naszą twórczość jako coś wyjątkowego. Jest to nasze dziecko i pragniemy je chronić za wszelką cenę, ale musimy zdać sobie sprawę, że w wielu przypadkach wcale nie jesteśmy tak wyjątkowi, jak byśmy chcieli. Pod hashtagiem parisian mamy 3,2 miliony postów, a naprawdę wiele osób myślało wtedy, że jest wyjątkowe ze swoją twórczością. Ja (my) również, do pewnego stopnia. To samo z modą - nie robiliśmy kropka w kropkę tego samego zdjęcia pod względem kadru, perspektywy czy ubrania w żadnej marce, w której pracowałem, ale jednocześnie te zdjęcia były do siebie naprawdę podobne, bo gdzie w Poznaniu/Wrocławiu/Warszawie można iść na zdjęcia ślubne? Liczba miejsc jest ograniczona.
Mając już tę perspektywę rozpisaną mogę wrócić do ubioru; własnego stylu; klasycznej, męskiej elegancji, bo tutaj właśnie wymyślenie koła na nowo jest praktycznie niemożliwe. Mamy określoną liczbę klap, krojów kieszeni, kształtów spodni czy marynarek i oczywiście możemy nimi trochę manipulować, aby uzyskać wyjątkowy i rzadko spotykany efekt, ale jeżeli ktoś się uprze to na pewno znajdzie kogoś o podobnym guście i preferencjach. Kluczem do unikatowości nie są więc same ubrania, a to, kto je nosi.
Weźmy na tapet trend z noszeniem szydełkowych polówek czy overshirtów. Nie wiem, gdzie się zaczął, wiem jednak, że bardzo mi się podobał i sam taką polówkę zamówiłem. Nosiłem ją z jeansami i loafersami, nosiłem ją do garniturowych, granatowych spodni z wyższym stanem, wreszcie do szortów i skórzanego, plecionego paska. Uwielbiam te zestawy i nie mogę się doczekać, aż do nich wrócę, ale czy były one wyjątkowe? Wystarczy przejrzeć zdjęcia z letniego Pitti Uomo, gdzie zbiera się najwięcej trendsetterów mody męskiej, aby się przekonać, że nie.
Czy w takim razie każdy ubiera się tak samo?
Znowu przyjmijmy dwie perspektywy.
Z perspektywy osób stawiających pierwsze czy dziesiąte kroki w świecie klasycznej męskiej elegancji, to pewnie trochę tak jest - w końcu granatowa marynarka i szare spodnie będą pasować zawsze i polecam je na początku przygody, jak i dla bardziej zaawansowanych. Tak jak ja inspirowałem się Danem Trepanierem z Articles of Style, tak wielu z Was inspiruje się mną, nie raz wręcz odtwarzając moje zestawy. Nie ma w tym nic złego, a wręcz jest to dla mnie coś niesamowitego, bo to najszybsza droga do nauczenia się, co w trawie piszczy. Jeżeli się kiedyś spotkamy ubrani tak samo, to po prostu nie udawaj, że klapy szalowe w czarnej marynarce z wełny seersucker to Twój pomysł. A jeżeli będziesz próbował, to pamiętaj, że kopiując bez wizji zajdziesz tylko tam, gdzie ja, bo zawsze będziesz szedł wydeptaną ścieżką.
Z czasem jednak, sami zobaczycie, pojawią się małe indywidualne pierwiastki. Szare spodnie będą miały pas hollywoodzki, marynarka nie będzie granatowa, a czarna, loafersy nie będą gładkie, a ze skóry groszkowanej. Pojawi się sygnet, naszyjnik, nietuzinkowe okulary, wreszcie pojawi się wyprostowana sylwetka i większa pewność siebie. A kiedy spotkasz innego typa w szarych spodniach i czarnej marynarce, to zbijecie uśmiechnięci pionę i pójdziecie w swoje strony.
Inną perspektywę mają osoby, które już w świecie klasycznej elegancji siedzą od dawna. W tej grupie jest chociażby nasza redakcyjna trójka i dla Łukasza i Mateusza moje poradnikowe rolki pewnie niczego nowego nie wnoszą. Ubieramy się jednak trochę inaczej i tutaj jest miejsce na inspirowanie się - czy pod względem połączeń kolorystycznych czy krojów, z którymi się nigdy nie spotkaliśmy, bo są tak niszowe. Na koniec dnia nawet jakbyśmy ubrali się tak samo to będą to trzy absolutnie różne zestawy, bo jesteśmy trzema różnymi osobami pewnymi swojego własnego wyczucia stylu. Jeżeli jest ono dobrze osadzone wewnętrznie to nikt z zewnątrz nie będzie w stanie go ukruszyć.
Na pewno są wśród nas jednostki wyjątkowe - potrafiące stworzyć coś z niczego niczym McQueen czy Versace - ale dla mnie dużo lepszym pomysłem jest postawienie regularny rozwój niż wiarę w swój talent. Jak skopiujesz mój zestaw z czarną marynarką, białą koszulą i beżowymi spodniami to szybko się zorientujesz, czy Ci się takie połączenie podoba lub co byś w nim zmienił. Jak zobaczysz płaszcz do kostek i sam znajdziesz taki w secondhandzie, to szybko zrozumiesz, dlaczego tak go kocham, ale może jednocześnie znienawidzisz przez to, że niewygodnie się w nim siedzi w samochodzie. Może na koniec zamówisz te same ubrania co ja i wystylizujesz je tak samo (skopiujesz) lub podobnie (zainspirujesz się). Jak spróbujesz mnie pokonać w tej modowej grze przez kopiowanie moich pomysłów, to albo ciągle będziesz w tyle czekając na mój ruch albo wygrasz, bo ja się będę za mało starał i spocznę na laurach. Moja wina.
Z czasem sam zobaczysz, że to, co wcześniej kopiowałeś, zacznie się zmieniać. Jeżeli będziesz świadomie podchodził do tego procesu to będziesz się rozwijał i ten indywidualny pierwiastek prędzej czy później się pojawi.

Różnicą między inspirowaniem się a kopiowaniem jest intencja.
Jesteśmy wyjątkowi, ale też nie jesteśmy wyjątkowi. Po prostu działajmy, bo moda jest jak język i ewoluuje razem z nami.
PS: Nie mówię tu o skrajnych przypadkach, gdzie dosłownie bierzesz czyjąś twórczość i kopiujesz ją 1:1, po czym próbujesz ją monetyzować czy coś w ten deseń; gdzie wykorzystujesz swoją przewagę jak robią to wielkie korporacje z małymi artystami. Mówię o dodawaniu swojego pierwiastka do czegoś, co już jest popularne, aby nadać temu swojego indywidualnego sznytu; o uczeniu się poprzez odtwarzanie, bo tak jest zdecydowanie najszybciej. Jak próbujesz zrobić bez skrupułów tę pierwszą opcję, to nie masz serca, a jak napisałem dwa akapity wyżej - intencja jest najważniejsza.
Uwielbiam czytać twoje przemyślenia Kamil, jak zawsze ciekawa lektura