W weekend, po niezłych przygodach (które zawdzięczamy strajkom włoskich kolei), wróciliśmy z Florencji z kolejnej, 108. już edycji Pitti Uomo. Nie, nie będziemy teraz podsumowywać, co zobaczyliśmy i jak było na targach (choć przemyślenia mamy!). Mamy dla Was temat, o którym porozmawialiśmy kilka dni temu—
—właśnie, porozmawialiśmy: nowy odcinek podcastu już czeka na Was na Spotify.
To dla nas odcinek wyjątkowy. Tam gdzie rozpoczęliśmy, tam kończymy naszą przygodę… na chwilę, zamykając pierwszy sezon i biorąc głębszy oddech przed sezonem drugim, z którym wrócimy po krótkiej, wakacyjnej przerwie. Nie chcieliśmy jednak nagrywać tylko refleksyjnego wypełniacza, więc pochyliliśmy się nad tym, czy w “klasycznych” ubraniach da się wytrzymać latem. Zapraszamy do słuchania!
To było jednak zanim spędziliśmy 4 dni w niesamowitym upale, ukropie wręcz, przy żarze lejącym się z nieba. Czy wyjazd na targi ciuchowe we Florencji, gdzie wypada się nieco wystroić, w tych warunkach, to dobry pomysł? Czy marynarka przy 35*C to jeszcze poświęcenie czy już głupota? I w ogóle, jak przetrwać w temperaturach, które zasługują na komunikat “severe high temperature warning” wyświetlany obok telefonicznej prognozy pogody? Krótka odpowiedź brzmi: ciężko. Dłuższa? Pozwólcie, że po prostu opowiemy.
Lato dopiero się zaczyna, więc cóż - przypominamy jeszcze tak pro forma, że Was też to czeka.
Kamil
Święty Graal letniej elegancji w mojej garderobie odnaleziony - bawełniana kora.
Podczas naszych florenckich ekscesów (w nawiązaniu do Mateuszowego porównania, przekonacie się niedługo sami) w końcu miałem okazję przetestować wszystko, o czym tyle się mówi w kontekście bycia elegancko ubranym latem, i mogę podzielić się opinią popartą swoim doświadczeniem. Badań nie mam, przyznaję bez bicia, ale jako że przez te parę dni nosiłem bawełnę, wełnę i len w różnych postaciach, w 33-stopniowym upale, to czuję się wystarczająco kompetentny na podzielenie się spostrzeżeniami.
Po pierwsze: gruby len faktycznie działa. Grzeje się, owszem, ale chroni też ciało przed przegrzaniem oraz wchłania całą wilgoć. Moja lniana marynarka była na moich barkach przez cały dzień, od 10 do prawie północy - z godzinną przerwą na prysznic, wiadomo - i przez ten czas pozostała praktycznie sucha. Abym jednak czuł się w pełni komfortowo, musiałem mieć na sobie również jakąś koszulę, czyli coś z długim rękawem. Pierwszego dnia, nosząc polówkę również do marynarki lnianej (dokładnie lniano-wełnianej), w okolicy szyi oraz w rękawach czułem przyklejanie się materiału do ciała.
Po drugie: T-shirty i tanktopy to bardziej akcent stylistyczny, niż coś komfortowego. W moim ażurowym tanktopie od Scotta Frasera spociłem się dość szybko i niestety on już po prostu w miarę mokry i przylepiony do moich pleców został. W polówkach ze ściągaczami przy rękawach również nie było mi najbardziej komfortowo, ale może dlatego, że moje ciało trochę się powiększyło, od kiedy te koszulki kupiłem. Nie wystawiam czerwonej kartki, ale wolałbym mieć to samo, co we wcześniejszej części dnia, czyli…
Po trzecie: ja chcę więcej seersuckera. Bawełniane koszule z kory skrojone trochę luźniej wygrały dla mnie ten wyjazd. Czułem się w nich bardzo komfortowo nawet w największych upałach, i choć moje plecy bywały mokre, to właśnie nie odczuwałem tego lepienia się. Myślę, że poziom mojej ekscytacji potwierdzi każdy, kto zamienił ze mną choć jedno zdanie w środę 😇
Po czwarte: szerokie nogawki działają. Niby oczywiste, ale znowu - w końcu przetestowałem ten aspekt nie tylko w naszym ukochanym kraju, ale również w warunkach bardziej skrajnych, mogę więc z czystym sumieniem potwierdzić, że dopasowanie ma dużo większe znaczenie niż przewiewność tkaniny. Grubszy materiał w szerszym kroju obroni się latem lepiej niż cienki materiał, ale przylegający do naszego ciała.
Po piąte: marynarka latem to overkill. Poparadowaliśmy sobie niczym cosplayerzy na Pyrkonie w tej Florencji, ale bez obiektywów skierowanych w naszą stronę na pewno więcej chodziłbym po prostu w koszulach z długim rękawem (dla ochrony przed słońcem) niż w marynarkach. Niezależnie od ich konstrukcji czy wybranego materiału. Da się przeżyć, owszem, może być nawet względnie okay, ale zawsze warto sobie zadać pytanie - czy to jest tego warte? Nie jestem taki pewien.
Łukasz
Włosi, podobnie zresztą jak Polacy i chyba każdy inny naród, lubią rozmawiać o pogodzie. Gdy pierwszy raz zobaczyłem prognozę pogody na tydzień, który mieliśmy spędzić we Florencji, trochę się wystraszyłem! Mimo tego, że raczej dobrze znoszę wysokie temperatury, gdy merkuriusz podnosi się powyżej trzydziestej kreski życie zaczyna się robić ciężkie.
Jak było? Znakomicie! Żartowaliśmy sobie trochę z coraz bardziej konwentowego charakteru imprezy, ale osobiście właśnie część społeczna podoba mi się w niej najbardziej. Zaryzykuję stwierdzenie, że nigdzie na świecie nie ma tak dużego zlotu ludzi z naszej bańki. Ludzi, którzy chcą się spotykać, rozmawiać, dzielić doświadczeniami i budować nowe relacje. Miałem szczęście porozmawiać z naprawdę ciekawymi ludźmi. Zarówno bezpośrednio z branży, jak i stricte pasjonatami, którzy do Włoch przyjeżdżają właśnie po to, by wziąć udział w tej wspaniałej maskaradzie. Nazwijcie to pretensjonalnym, ale właściwie niby czemu nie dać się trochę ponieść wyobraźni? Bo w tym różnorodnym tłumie, stylistycznie możesz pozwolić sobie naprawdę na wiele. Ja nie należę raczej do osób, które martwią się o to, jak widzą je inni, ale tam różnorodność wydaje się być wręcz mile widziana. A do odważnych zestawów chciałbym wręcz zachęcać bo to całkiem fajna zabawa. Fajnie pobyć sobie trochę bardziej edgy wersją siebie, przynajmniej przez jakiś czas!

Jak przygotować się na taki wyjazd? Niemałe przedsięwzięcie, szczególnie jeśli chce się spakować jak najbardziej konkretnie, a nie po prostu zabrać ze sobą wszystko co mamy. Dla mnie najlepiej sprawdza się po prostu przymiarka przed wyjazdem. Rozpisywanie zestawów co do najmniejszych szczegółów to lekka przesada. To, w czym dokładnie będę się czuł najlepiej, wiem zwykle dopiero tego samego dnia przed wyjściem, ale przebrnięcie mniej więcej przez liczbę potrzebnych zestawów bardzo ułatwia życie. Co więcej, dzięki temu nie muszę zastanawiać się codziennie od czego by tu w ogóle zacząć. Lekki zapas, by mieć kilka alternatyw dla najczęściej noszonych rzeczy - i powinno bez trudu wystarczyć.
A jeśli miałbym polecić jakieś konkrety, które na pewno warto ze sobą zabrać byłyby to… odpowiednie kosmetyki i plastry. Krem z filtrem, płyn antybakteryjny, krem nawilżający do rąk i stóp, uczynią życie łatwiejszym i przyjemniejszym. Mówię na swoim przykładzie, bo na ten wyjazd z tego zestawu miałem tylko krem z filtrem i mocno brakowało mi pozostałych.
A! No i plastry! Spacer to najlepszy sposób, by odkrywać nowe miejsca, ale nawet najwygodniejsze buty mogą Cię poranić. Szczególnie przy ponad 30 stopniach, w grę wchodzą już nie tylko obtarcia, ale też odparzenia. Mała rada na koniec - zapobiegaj a nie lecz. Jeśli wiesz, że dane buty przy długim użytkowaniu mogą obetrzeć zewnętrzne części pięty czy mały palec, po prostu zabezpiecz je przed wyjściem. Lato przed nami, okazji by to przetestować nie zabraknie!


Mateusz
Siedząc na targach, uknułem takie porównanie - to, co my (i inni bywalcy Pitti Uomo) robimy sobie w upał, to w sumie rzecz zbliżona do praktyk BDSM. Taka zabawa dla dorosłych, na którą otoczenie czasem patrzy dziwnie, bo odbiega od tego, jak większość ludzi patrzy na życie, ale dopóki wszyscy zainteresowani świadomie się na nią decydują i czerpią z niej przyjemność, to wszystko jest ok.
Przy takiej aurze, to już nie tyle ubieranie się, a strojenie się. Sztuka dla sztuki. Czasem wymagana przez konwencję (jak we Florencji właśnie), czasem przez szacunek dla okazji/osoby (śluby i wesela), czasem tylko z fanaberii. I to jest okej. W końcu wszyscy z tu zgromadzonych lubią ubrania, prawda? Pocimy się, przegrzewamy, rozbieramy; mimo wszystko w miarę dbamy o to, jak wyglądamy.
ALE: nikt mi nie wmówi, że jak założysz lnianą marynarkę przy 30*C, to wszystko będzie git, bo “przecież len jest taki letni, przewiewny i w ogóle”… Znaczy będzie git w tym sensie, że oczywiście, możesz to zrobić, możesz przy tym wyglądać dobrze, możesz nawet pasować do otoczenia, ale prawie na pewno nie będzie git w sensie komfortu termicznego. Przynajmniej tego bezwzględnego - >90% społeczeństwa będzie po prostu za ciepło - bo względem jeszcze gorszych opcji, np. marynarki poliestrowej, będzie wyższy.
Z drugiej strony, powyżej 25*C powoli wkraczamy na terytorium “wszystko jedno, co założysz, i tak będzie gorąco”. Jasne, każda kolejna warstwa działa na minus w jakimś stopniu, ale jeśli nie ma wiatru, a słońce operuje na bezchmurnym niebie, to i w kąpielówkach nad basenem ciężko wytrzymać. T-shirt, koszula, leciutki overshirt - wychodzi mniej więcej na to samo; już więcej znaczenia ma to, jak ubranie jest dopasowane, jaką tkanina ma fakturę, ile wody (czyt. potu) może wchłonąć i czy będzie przy tym wydawać się nieprzyjemnie mokra (więcej w tej kwestii wiecie już z części Kamila!). Nie ma potrzeby odkrywać się za wszelką cenę - choć oczywiście, każdy znosi upał nieco inaczej, a być może dla kogoś odsłonięcie łokcia będzie równie ważne co odsłonięcie nadgarstka czy kostki. Dla mnie nie - tak źle i tak niedobrze.


Kryteria nadrzędne to praktyczność i zabezpieczenie skóry.
Dlatego wolę założyć koszulę z dwoma kieszeniami na piersi niż koszulkę bez, bo przynajmniej będę miał gdzie włożyć portfel i nakładki na okulary. Wolę lekko podwinąć długi rękaw, odsłaniając tylko nadgarstki, niż smarować całe ręce kremem z filtrem, żeby nie przypalić skóry. Wolę osłonić kark kołnierzykiem, przynajmniej w jakimś stopniu, niż obsesyjnie pilnować grubości warstwy kremu na karku. Bolączki bycia bladym blondynem!
Mieszane uczucia mam co do czapek. Lubię je nosić, ale raczej przy bardziej wiosennej pogodzie, bo powyżej 25*C uczucie wypacania się w czapkę mocno potęguje dyskomfort… ale jednak, wychodząc na słońce, staram się głowę zakrywać. Parę razy w życiu przypaliłem skórę głowy POMIĘDZY włosami i nie chciałbym tego powtarzać. Dlatego na przykład we Florencji zawsze miałem czapkę przy sobie (podobnie jak wodę), pilnując się przy wychodzeniu z cienia. Choć zupełnie nie miałem ochoty jej nosić.
A marynarki? Absolutnie niepotrzebne… ale czasem fajne. Gorsze niż overshirt (podtrzymuję to, co mówiłem w podcaście), ale lepsze niż kurtka dżinsowa (co sprawdziłem w zeszłym tygodniu na własnej skórze). Nawet przy najbardziej letnich tkaninach o klatkę piersiową wciąż opiera się 3-5 warstw: front i obłożenie, wypełnienie co najmniej z lekkiego płótna, może włosianka, może podszewka. Tu jednak dochodzi argument stylu. Gdy zobaczę dandysa w garniturze, mówiącego mi, że ubrał się odpowiednio do pogody i wcale nie jest mu gorąco, bo wybrał jasny kolor, przewiewną tkaninę i tak w ogóle to lekka konstrukcja, raczej mu nie uwierzę - ale możliwe, że jednak pochwalę stylówkę. Nie tylko za poświęcenie.
A jeśli sam nim będę… postaram się Was nie okłamywać, że jest mi absolutnie wygodnie. I zadbam o dobrą wymówkę.
PS Ale żeby nosić krawat przy 35*C, to już trzeba być niezłym twardzielem. Albo zmiennocieplnym indywiduum.
PS 2 A jeszcze w kontrze do Łukasza się pochwalę, że mnie buty nie obtarły - bo nie muszą! Nawet w upał. Po prostu zawsze bierzcie ze sobą te wygodne… i rozważcie zmianę w połowie dnia, bo Wasze zgrzane i spuchnięte stopy podziękują za jakąkolwiek zmianę.
Temat aktualny także w Polsce.
Uwielbiam ubrania z wyraźną fakturą. Świetnie czuję się w koszulach z czystego lnu i takie ostatnio noszę. Spodnie też. Wełniane skarpety nigdy mnie nie gryzą - lubię takie materiały. Wyraźnie wyczuwalna faktura to moja ulubiona cecha ubrań.
Nie lubię tkanin gładkich, czuję się w nich oblepiony, a zwłaszcza w upał.
Wielkim odkryciem tego roku jest dla mnie kurtka z Vistuli. Krojem nawiązuje do trójguzikowej marynarki. Nie ma żadnych podszewek, zupełnie nigdzie, nawet w rękawach.
Gdy znajdę letni overshirt, to chętnie kupię, ale nie spotkałem dotąd. Znikają błyskawicznie ze sklepów.