Prosty, ale jednak krzywy - czy węzeł 4inhand jest przereklamowany?
Nienawiść do windsora - tak zostaliśmy wychowani. Ale czy słusznie?
Wśród męskich ubrań bardzo często znajdziemy rozwiązania, które ułatwiają nam funkcjonowanie - zaczynając od mnóstwa kieszeni, które w damskich ubraniach są często nieobecne, przez szelki, które nawet nie miały wyglądać, a właśnie trzymać spodnie, kończąc na tych wszystkich trenczach ze szwami zabezpieczonymi przed wiatrem, kurtkach M65 z wodoodpornej bawełny i innych częściach garderoby o rodowodzie militarnym. Nawet poszetka miała przecież być gwarancją, że mężczyzna w każdej chwili będzie przygotowany na użyczenie chusteczki kobiecie w potrzebie.
Kiedy więc planowałem nagranie filmu o krawatach to uśmiechałem się sam do siebie z pytaniem, gdzie się ten function over form podział, bo jak się okazuje… krawat miał być po prostu ładny. Nie musiał być określonej długości, szerokości czy grubości, a jego wzór nie musiał do niczego nawiązywać. Jego wybór był czysto subiektywny.
Dlaczego w takim razie, mając na uwadze tę różnorodność w krawatowym świecie, tak bardzo okopaliśmy się w krainie węzłów prostych?
Historycznie mówi się o tym, że krawaty były ozdobnymi chustami, które nosili żołnierze chorwaccy - w żadnym miejscu jednak nie znalazłem informacji, jakoby te chusty miały służyć za rozróżnienie poszczególnych pułków, była to po prostu część munduru. Dzisiaj z kolei niektórzy mówią, że w formalnej wersji garnituru guziki koszuli nie mogą być widoczne i przykrycie ich jest właśnie zadaniem krawata. Szkoda, że w krawiectwie nigdy nie wymyślono koszuli, która nie eksponowałaby guzików, a do której można byłoby nosić takie krótsze krawaty, i może nawet wiązać je w poziomie, a nie pionie…
Skoro już ustaliliśmy, że funkcją krawatów jest zdobienie naszych szyj, i skoro dywagacje na temat dobierania kolorów i wzorów zostawimy sobie na kiedy indziej, to jak to się stało, że każdy szanujący się elegant uznaje tylko węzeł prosty za ten właściwy? Czy w końcu ozdoby, które nosimy, nie bazują na subiektywnych odczuciach?
Możemy kłócić się, że windsor pogrubia nam szyję, że umieszczając go tak blisko twarzy sami się prosimy o to, aby błyszczący jedwab przyciągał wzrok naszego rozmówcy, który zacznie mieć trudność ze skupieniem się na naszej twarzy, że dobrej jakości krawaty zawiązane windsorem gwarantują węzeł naprawdę masywny.
Na argument, że windsor jest tym węzłem symetrycznym, a symetria jest przez nasze oko pożądana odpowiadamy, że ta symetria jest właśnie wadą, z kolei asymetria węzła prostego wprowadza do eleganckiego zestawu nutkę nonszalancji. Co więcej, przewężenie węzła może nam optycznie przedłużyć szyję, a już w ogóle to jeszcze spójrzcie na tę piękną łezkę i to, jak załamuje światło!
W tym wszystkim jesteśmy głusi na to, że łezkę da się też zrobić w windsorze, nie wszyscy chcą mieć tę szyję wydłużaną, a skoro nie przeszkadza nam wąska końcówka zwisająca poniżej linii pasa spodni, to nie powinna nam też przeszkadzać taka ekstremalnie krótka i schowana pod szeroką.
Moim zdaniem to, jak mamy zawiązany krawat, jest pewnym komunikatem wysyłanym do innych elegantów. I tylko do nich.
Znów możemy cofnąć się do historii - dowiemy się, że węzeł windsor został rozpropagowany przez Edwarda VIII, Diuka Windsoru, a wymyślony przez jego ojca. Jest to więc rozwiązanie klasyczne i z tej perspektywy wiązanie windsora ma takie samo uzasadnienie jak rozpinanie dolnego guzika w kamizelce czy marynarce.



Warto wspomnieć, że Roman Zaczkiewicz na swoim blogu Szarmant - niegdyś jednym z najważniejszych blogów dotyczących klasycznej męskiej elegancji - wspomina, że Diuk Windsoru nigdy tego węzła windsorskiego nie wiązał, tylko zwracał się w stronę masywnego węzła prostego czy jego podwójnej wersji, tak zwanego księcia Alberta. Nie jest to popularna wersja historii, ale galeria powyżej może rzucić trochę światła na krawatową tajemnicę.
Kiedy z kolei przeczytamy o 4-in-handzie to dowiemy się, że w taki sposób wiązane były wodze na powozach konnych, konie były cztery, a z czasem, gdy zaczęły powstawać kluby jeździeckie, jeden z nich przyjął właśnie nazwę Four In Hand Club i wniósł ten oto węzeł krawatowy na salony. Bardzo mnie ciekawi, czy ktoś wtedy mówił, że to windsor jest tym węzłem klasycznym, a 4-in-hand to tylko chwilowa moda młodych paniczów, którzy mają fiu-bździu w głowach i o niczym nie myślą, tylko o ściganiu.
Tego się oczywiście nie dowiemy, bo te historie są trudne do zweryfikowania i mają prawdopodobnie wiele wersji. Obrazują jednak bardzo dobrze fakt, że to, że jesteśmy zniechęceni do windsora nie ma żadnego umocowania w klasycznej męskiej elegancji. My nie lubimy tego węzła, bo wchodząc w świat menswearu nie widzimy go pod szyją żadnego z naszych nowych idoli. Wszyscy noszą węzły proste, pokazują jak je wiązać, opowiadają o tej nonszalancji i sprezzaturze właśnie, a kiedy już zaczynamy mieć własny modowy rozum, to w naszych palcach węzeł prosty jest zadomowiony lepiej niż palce doświadczonego muzyka na skrzypcowej podstrunnicy.
Tak bardzo przywykliśmy do węzła asymetrycznego, że nie próbujemy nawet zawiązać ładnego windsora, bo wychodzimy z założenia, że jest to niemożliwe zadanie.
Wśród poradników dużo mówi się też o politykach - widzimy, że ci na zachodzie, do których wielu aspirujących elegantów chce równać, noszą węzły asymetryczne właśnie. Z kolei windsor dominuje na wschodzie i do niedawna dominował u nas, w Polsce, jednak wraz ze świadomością na temat klasycznej mody proporcja też zaczęła się lekko zmieniać. Nie oznacza to jednak, że to są ładne węzły - wystarczy spojrzeć na Trzaskowskiego, którego węzeł prosty na pewno nie wysyła komunikatu żadnemu sartorialiście - ale większa różnorodność zaczyna być dostrzegana.



Czy w takim razie jest miejsce na windsora w naszych zestawach?
Myślę, że wiązanie węzła symetrycznego może być czymś w rodzaju modowego statementu (wybaczcie, ale naprawdę nie znalazłem lepszego słowa po polsku, które dobrze oddaje, o co mi chodzi). Może być pójściem pod prąd i osobistym wyróżnikiem, jeżeli zostanie rozegrane dobrze. Z mojego doświadczenia wynika, że:
do wiązania windsorów lepiej nadają się krawaty z cieńszego jedwabiu lub z delikatnym wkładem, ponieważ inaczej skończymy właśnie z tą bułą pod szyją;
w windsorze koniecznie trzeba zrobić ładną łezkę, aby pozbyć się wrażenia przypadkowości;
kołnierz koszuli powinien mieć szeroko rozłożone wyłogi, a może nawet być na wyższej stójce, dzięki czemu ten windsor nie będzie się dusił.




Przy moich krawatach ewidentnie wkład i jedwab są za grube, aby uzyskać ładny kształt windsora, choć muszę przyznać, że pewnie po paru dniach nabrałbym wprawy i byłbym w stanie coś wykombinować. Mimo wszystko, jeżeli już miałbym się decydować na grubszy węzeł, pewnie postawiłbym właśnie na węzeł prosty z podwójną pętlą, bo przewężenie jest moim zdaniem bardziej atrakcyjne wizualnie, niż bardziej jednolita bryła windsora.


Czy to oznacza, że od dzisiaj będę przychylniej patrzył na węzły symetryczne? Jeden dandys powie tak, inny dandys powie nie, szczególnie wtedy, gdy weźmiemy pod uwagę, że za dobre krawaty uchodzą te, które węzeł prosty koniec końców premiują. Nadal zgadzam się z tym, że windsor w większości przypadków pogrubia i bardziej przeszkadza, niż pomaga. Nadszedł jednak czas na zastanowienie się, czy za wszelką cenę trzeba być w opozycji totalnej, czy może da się znaleźć wspólny grunt i pozwolić na to, aby 4-in-handowcy i windsorowcy mogli kiedyś razem wyjść na piwo bez posądzania o zdradę swojego ugrupowania.
PS jeżeli oglądałeś mój film na YT, to kwestia braku umiejętności wiązania windsora jest już nieaktualna. Po publikacji angielskiej wersji wpisu szanowni koledzy z Poszetki zwrócili mi uwagę, że artykuł jest niekompletny, bo brakuje przykładu na mnie, a ja się z tą zniewagą uwagą zgodziłem. Warto dzielić się opiniami, drodzy czytający, bo dzięki nim jesteśmy w stanie pisać co raz lepsze artykuły!
Dzięki za zwrócenie uwagi, poprawione!
Zdecydowaną większość chłopaków, z którymi chodziłem do szkoły, ojcowie uczyli wiązać windsora właśnie. Jest ten węzeł głęboko w nas zakorzeniony i warto go odczarować.
Inna sprawa, że windsor jest węzłem zauważalnie trudniejszym do ładnego zawiązania - więcej ruchów, problematyczna długość, i oczywiście grubość samego krawata i wkładu ma znaczenie, czy będzie on wyglądał elegancko, czy niechlujnie. Węzeł prosty jest, jak sama nazwa wskazuje, prostszy :)
Zgadzam się z Tobą, że patrzymy szukając inspiracji na zachód - chociażby w kuchni, gdzie stosunek kuchni polskiej do włoskiej czy azjatyckiej w restauracjach nie jest zbyt przychylny - ale wydaje mi się, że jakaś zmiana się zaczyna. Nie wiem, czy w modzie męskiej, bo trudno mi powiedzieć, do czego moglibyśmy nawiązywać poza modą wojskową (Mateusz się może wypowie bazując na swoim ostatnim artykule), ale w muzyce ten trend jest widoczny na pewno.
Kamil w paragrafie pod fotografią węzła księcia Alberta w szóstej linijce chyba wkradło się małe ucięcie myśli.
Artykuł bardzo dobry, zastanawia, u mnie też nasuwa myśl, że skoro kojarzony jest on ze wschodem i do niedawna także kojarzony z nami tak na prawdę to czy po prostu nie warto od czasu do „own it” i nosić go z dumą.
Właśnie te wszystkie wschodnio europejskie smaczki naszej kultury zatracamy od dawna, a może zamiast korzystać z zapożyczeń czasami dobrym rozwiązaniem jest sięgnąć do naszej historii i zaryzykować, pomimo że być może dla wielu nasza historia to nic pozytywnego czy rozpoznawalnego w świecie mody klasycznej i internetowych influencerów to jednak również daje pewne wskazówki i inspiracje.