Nie mógł już wytrzymać. Zdjął fartuch przez głowę i pokazał Drugiemu Barmanowi, że wychodzi na przerwę.
Choć powietrze było zimne - styczniowe wieczory w Mieście wcale nie są takie ciepłe, jak może się wydawać - to odetchnął z ulgą. Wiedział, że wytrzyma te parę minut bez kurtki, na więcej wolnego i tak nie mógł sobie pozwolić.
Szalony wieczór.
Dwie rzeczy go zastanawiały. Nie rozumiał, dlaczego Szef za każdym razem na tę konkretną imprezę wpisuje w grafik tylko dwóch barmanów, skoro łatwo ocenić, jak duży będzie ruch. Jeżeli tak bardzo chce oszczędzić, to może nie powinien organizować wydarzeń, na których za drinki nie trzeba płacić?
Druga z kolei nie dotyczyła pracy, a dotyczyła podejścia gości. Co pół roku impreza miała miejsce; co pół roku nie wymagała żadnych zaproszeń i wszyscy byli mile widziani. Szef zaznaczał to za każdym razem, mógłby nawet z dyktafonu swoje przemówienie puszczać, bo od lat nie zmieniło się nawet jedno słowo. A jednak za każdym razem trafiali się ludzie, którzy nie pasowali do tej atmosfery.
Spojrzał na zegarek i zdecydował, że zapali jeszcze jednego papierosa. Powinien zdążyć, zanim Drugi Barman zacznie być przytłoczony liczbą zamówień. Zresztą, co za różnica? Impreza i tak dobiega końca, a jak za darmo, to przecież goście nie mogą za dużo wymagać.
Kiedy już połowa papierosa wylądowała w popielniczce, ze swojego biura wyszedł Szef. Spojrzał życzliwie na Pierwszego Barmana.
- Trudna zmiana?
- Da pan spokój. Musiałem się przewietrzyć.
- Trochę tytoniu jeszcze nikomu nie zaszkodziło.
- Trochę ironii za to niejednemu odbiło się czkawką. - Od razu pożałował, że to powiedział. - Przepraszam, Szefie. Tak, trudna zmiana.
- Zazwyczaj dobrze znosisz takie dni.
- Wie pan… tyle nam pan opowiada o tym, że nie robimy biletowanej imprezy, żeby nie dzielić odwiedzających na lepszych i gorszych, że wszystkich łączy ta sama pasja, że ci na początku drogi mogą dużo skorzystać na doświadczeniu tych, którzy już są w branży od lat, a potem przychodzi takich dwóch gości do baru i się nabijają z grupy chłopaków, na oko 21-22 lata, którzy nie mają lampasów przy smokingach. I jak gdyby nigdy nic zamawiają to swoje negroni i wracają do oceniania, a nas ignorują!
Szef uśmiechnął się do swojego pracownika.
W swoich młodzieńczych latach, kiedy uważał, że zdobywa świat, też taki był. Świat klasycznej mody męskiej wiele dla niego znaczył i starał się nawracać każdego, kogo tylko spotka; nowo poznanym ludziom opowiadał, jak w łatwy sposób mogą poprawić swoje zestawy, jak niedopasowane mają ubrania, jak nie przykładają uwagi do zasad elegancji, które uważał za święte.
W pamięci zapadł mu jednak jeden moment, też związany ze smokingiem, swoją drogą. Pracował wtedy w wybitnej pracowni na Savile Row, gdzie przyuczał się do zawodu. Miał co prawda do rzemiosła dwie lewe ręce - w jego przypadku w sumie prawe, bo był leworęczny - ale jeszcze wierzył, że będzie w stanie się wszystkiego nauczyć. Chwilowo jednak prawdziwi krawcy trzymali go na sali sprzedaży, a sami zajmowali się właściwą robotą. Nie chcieli mu psuć humoru.
- Dzień dobry, chciałbym uszyć smoking. - Klient szybko został oceniony jako osoba, której raczej nie stać na smoking w takiej pracowni, ale Młody Szef powoli uczył się, żeby nie oceniać książki po okładce, bo najbardziej zamożni klienci bywają również najbardziej niepozorni.
- Dzień dobry, był pan umówiony?
- A to trzeba się umawiać? - Młody Szef spojrzał w kalendarz i stwierdził, że ma akurat chwilę czasu między klientami.
- Możemy dzisiaj porozmawiać, ale obawiam się, że będę miał tylko około 40 minut wolnych. Może nie starczyć na zdjęcie miary.
- Rozumiem, na szczęście szybko podejmuję decyzje. Mam już wstępnie ubranie wybrane.
Klient wyciągnął paczkę zdjęć dopiero co odebranych ze studia. Wysypał parę na ladę przed Młodym Szefem i zaczęli przeglądać je razem. Były piękne - czyste, niebiesko-czerwone niebo idealnie współgrało ze złocistym piaskiem, słońce właśnie zachodziło, a na białych krzesłach siedziało maksymalnie 15-20 osób. Pod bramą zbudowaną z kwiatów stała para młoda. Kobieta miała na sobie delikatną, jedwabną suknię, z kolei mężczyzna…
- Chciałbym uszyć lniany smoking, dokładnie taki sam, jaki miał mój przyjaciel na swoim ślubie.
- To nie jest smoking.
- Jak to?
- Nasza pracownia zajmuje się klasycznymi i eleganckimi ubraniami, a to, co widzimy na zdjęciach, to jakaś nienajlepsza wariacja na temat smokingu. Proszę spojrzeć, nie zgadza się tutaj tkanina, to powinna być barathea wełniana, a nie len, spodnie nie mają lampasa, no i na nogach nie powinno być loafersów, a eskarpiny lub, w ostateczności, oksfordy ze skóry lakierowanej. Uszyjemy panu coś dużo ładniejszego.
- To też jest od krawca, nawet od…
- Wygląda na szyte na miarę, to prawda, ale krawiec ewidentnie nie umiał doradzić panu młodemu. My uszyjemy coś dużo lepszego. Sam się pan przekona, gwarantuję.
- Ale jak pan sobie wyobraża klasyczny, czarny smoking podczas ślubu na plaży?
- Umówmy się, na plaży nie powinno w ogóle być ślubów, przecież to okazja formalna.
Klient uśmiechnął się z politowaniem.
- Chciałbym zamówić takie ubranie. Odmówi mi pan?
- Moim zadaniem jest zadbanie o to, aby był pan w pełni świadomy…
- Nie odpowiedział pan na moje pytanie.
- Chciałbym najpierw przedstawić swoje argumenty…
- Już pan to zrobił i jakoś nie czuję się przekonany. Co teraz?
Młody Szef był zmieszany. Chętnie by odmówił - przecież to abominacja! - ale bardzo zależało mu na terminie w tej pracowni i nie chciał podejmować takiej decyzji samodzielnie. To w końcu nie jego salon.
- Musiałbym zapytać naszego Mistrza Krawieckiego.
- Mi się nigdzie nie spieszy.
- Pójdę po niego, zaraz przyjdzie.
Po powrocie na salę sprzedaży dyskusja zmieniła tor. Młody Szef nie rozumiał, do czego zmierzają.
- A jak się panu w ogóle podoba to ubranie?
- Nie rozumiem.
- Jak pan ogląda to zdjęcia, to co pan widzi? Widzi pan szczęśliwych ludzi?
- Tak, widzę.
- Podczas najważniejszego dnia w ich życiu?
- Możliwe…
- Czyli w czarnym smokingu pan młody byłby szczęśliwszy?
- To nie leży w moich kompetencjach, proszę pana. Ja mogę tylko ocenić to ubranie.
- To jak ono leży, pana zdaniem?
Zdjęcie przedstawiało naprawdę pięknie wykończony smoking. Szerokie klapy obite jedwabiem, ręcznie obszyta butonierka, proporcje ubrania wydawały się perfekcyjne - na tyle, na ile można było powiedzieć patrząc tylko na zdjęcie. Już wtedy dostrzegał w nim piękno, ale zgrzytało mu to z ideą, której uczył się od kiedy pierwszy raz trafił na rubrykę poświęconą modzie w lokalnej gazecie.
Zanim Młody Szef zdążył odpowiedzieć Klientowi, Mistrz Krawiecki wszedł po schodach i stanął twarzą w twarz z dyskutantami. Przywitał się z Klientem, spojrzał na zdjęcie i zadał jedno pytanie, które zwaliło Młodego Szefa z nóg.
- Jak się sprawdziło to cudo?
Kiedy ostatni raz Szef odwiedzał swoje byłe miejsce pracy to cała sytuacja była dla nich bardzo zabawna - na koniec dnia Klient oczywiście zamówił smoking i krawcy wykonali to ubranie biorąc pod uwagę jego preferencje i to, że nie był to do końca podręcznikowy black tie. Tak samo, jak wykonali smoking dla jego przyjaciela i byli dumni, że ktoś wybrał ich pracownię do uszycia tak trudnego i nietuzinkowego ubrania. Było to ogromne wyróżnienie, bo jeden błąd sprawiłby, że lniany smoking wyglądałby kiczowato.
Rozmowa z Mistrzem Krawieckim, właścicielem pracowni, była dla Szefa kluczowym momentem w życiu. Pomogła mu zmienić podejście, bo w końcu kim on był, żeby odbierać drugiemu człowiekowi szczęście podczas tego „najważniejszego dnia w jego życiu”? I to w imię zasad klasycznej męskiej elegancji, które zostały spisane w całkowicie innym kulturowym kontekście, ba - w sumie to nawet nie zostały spisane w większości przypadków.
Każdy człowiek jest inny, każdemu podoba się coś innego, każdy chce być wyjątkowy. Twoim zadaniem jest sprawienie, aby marzenie klienta było spełnione w odpowiedni sposób, aby dostał to, co chce, ale też aby czuł się komfortowo i wybrał materiały, które sprawdzą się podczas danej sytuacji. Co z tego, że nie będzie to smoking w ujęciu klasycznym? To będzie przepiękne ubranie, do którego nie ma alternatywy, jeżeli chcesz iść z wyborami dokładnie według podręcznika. Klienci znają za i przeciw, ale sami muszą podjąć decyzję, a moda, nawet ta klasyczna, może służyć do ekspresji.
Przecież pasje powinny nas łączyć. Wielu ludzi buduje obraz ekskluzywności klasycznej elegancji… w imię czego? To, że ktoś nosi spodnie bez lampasu do smokingu przecież wcale nie sprawia, że zaraz jest gorszym człowiekiem. Po pierwsze, nie dla każdego ubieranie się musi być aż tak ważne, a po drugie, może ktoś już właśnie przeszedł te wszystkie etapy z podręcznika i teraz chciałby się trochę tą modą pobawić?
W świecie tkanin i krawiectwa mamy prawie nieskończone możliwości. Możemy mieszać style, możemy bawić się detalami, możemy wybrać pozornie niepasujące do siebie rzeczy i one zagrają świetnie. Zawsze jest ryzyko, ale kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana, prawda?
Zastanawiając się nad tym dzisiaj Szef cieszył się z tej sytuacji. Pozwoliła mu spojrzeć na życie z innej perspektywy. Wtedy odczuwał wyższość nad ludźmi, którzy nie byli biegli w świecie eleganckiego stylu tak, jak on. Uwielbiał zwracać uwagę na źle zawiązane krawaty, uwielbiał pouczać innych i udowadniać im, że powinni źle się czuć w swoich garniturach.
Dziś przekazuje inne podejście. Owszem, może i niektórzy, z perspektywy znawców, nie wyglądają odpowiednio; mają źle dobrane rozmiary czy łamią zasady na lewo i prawo, świadomie lub nie; może łączą style chaotycznie i bez wyczucia. Ale Szef nie odzywa się niepytany, bo nie zna pełnego obrazu sytuacji. Nie wie, czy ktoś dopiero odkrywa swój personalny styl, czy może ktoś próbuje nowych rozwiązań, próbuje wyjść z sartorialnego marazmu, wyłamać ścianki kartonowego pudełka. Nie próbuje uszczęśliwiać nikogo na siłę.
Szef musiał przerwać te rozważania i wrócić do rzeczywistości. Pierwszy barman puknął go w ramię.
- Ale pan odpłynął. Wszystko w porządku?
- Starość nie radość, mój drogi. - Spojrzał na zegarek. - O której wyszedłeś na przerwę?
- Po ósmej. Siedzimy tu już prawie pół godziny.
- Chodź, zobaczymy, czy te cwaniaki wiedzą, że od ósmej za drinki trzeba już płacić.
Obrazy zostały wygenerowane za pomocą narzędzia Adobe Firefly przez niżej (wyżej) podpisanego.
Przesłanie może i sensowe, ale styl à la Walter Szarmant sprawia, że czytanie tego w ogóle nie sprawia przyjemności