Marketing Szeptany - pieszczotliwie zwany też polecajkami - to cykl, w którym raz w miesiącu redakcja Magazynu REWERS oraz zaproszeni goście dzielą się swoimi rekomendacjami.
Dzisiejszy Marketing Szeptany zredagował: Mateusz Tryjanowski
Nie wiem jak Wy, ale ja myślami już jestem w marcu - luty w tym roku dosłownie przelatuje mi przed oczami; gdyby nie regularne mrozy, to być może nawet nie odnotowałbym, że w 2025 roku wydarzył się taki miesiąc.
Godne odnotowania są za to nasze rekomendacje, jak zawsze różne (choć bywają podobieństwa - jak już w segmencie Co pijemy? pojawił się alkohol*, to wspomniała go nasza trójka), jak zawsze dopasowane (mniej lub bardziej) do aury za oknem. Tym razem, oprócz nas, poleca też Agnieszka Budnik, autorka gościnnego artykułu “Kosztowne jedwabie i wielkie podróże” oraz podcastu Raport z Literatury.
*Pamiętajcie, pijcie odpowiedzialnie - alkohol jest dla ludzi, ale zdrowiu szkodzi (zwłaszcza w dużych dawkach), więc zalecamy wstrzemięźliwość!
Co nosimy?
Kamil: Jako że Poznań nawiedziła zima - taka prawdziwa, ze śniegiem i temperaturami w okolicach -10*C - wyciągnąłem z szafy jeden z dawnych urodzinowych prezentów, czyli wełniano-kaszmirowy sweter warkoczowy pochodzący z Purple Line marki Ralph Lauren. Czy brzmi cholernie drogo? Kiedyś na pewno, natomiast mój konkretny pochodzi z Vestiaire, które jest takim Vinted dla bardziej “luksusowych” marek. Jest to europejska platforma, na której możecie znaleźć wiele perełek i tak, zazwyczaj są droższe, natomiast selekcja też bywa naprawdę szeroka. Kupujcie używane!
Łukasz: Noszę ciągle i w kółko… to samo! Wyprowadzka i konieczność ograniczenia posiadanych i użytkowanych na codzień przedmiotów jedynie utwierdziły mnie w przekonaniu, że czuję się najlepiej utrzymując w rotacji ciągle te same, ulubione przedmioty. Abstrahując od tego, że przedmioty wysokiej jakości mają w sobie więcej piękna, taka inwestycja popłaca, gdyż czas i użytkowanie jedynie dodaje im charakteru. Jeśli znamy siebie na tyle dobrze, by wiedzieć co służy nam najlepiej, nie decydujmy się na półśrodki, biednego nie stać na tanie rzeczy.
Mateusz: Póki zimno, chcę się nacieszyć najcięższymi spodniami w mojej szafie - a.k.a. nietypową pamiątką z wakacji - czyli spodniami od Bryceland’s, z czarnego jak noc moleskinu wagi ciężkiej, w kroju zbliżonym do Carharttowych spodni “double knee” (ta podwójna warstwa na froncie jeszcze dodaje im wagi!). Szerokość dołu - solidne 25cm, czyli prawie tyle, co w kolanie. Na papierze ani fason, ani kolor, ani tkanina nie wydają się uniwersalne - i pewnie dlatego ich noszenie sprawia mi tyle frajdy.
Zostawiam link dla ciekawych. Uwaga - spodnie na stronie mają błędnie przypisany kolor (indigo) i błędnie opisaną tkaninę (płótno z brązowej wersji).
Agnieszka: Biżuterię od Toska Studio. Za projektami (również ubrań!) kryje się Anna Ziemniak, projektantka i założycielka Toski. Pierścionki i kolczyki, także pojedyncze, przypominają rzeźby, choć wciąż pozostają blisko minimalizmu. A propos minimalizmu - chyba mogę w końcu przyznać, że znalazłam swoją go-to estetykę: 90s minimalism. Kiedyś to było, no nie? Niby proste koszule, gruby denim, przylegające do ciała sukienki mini, a jednak wszystko to, z nutą vintage choćby w zegarkach czy paskach, składa się w outfit typu do tańca i do różańca. Polecam i pozdrawiam - Carolyn Bessette-Kennedy.



Co pijemy?
Kamil: Realizowałem w styczniu dwa ciekawe zlecenia - jeden podcast związany projektem Stary Browar od kuchni, i jedną rolkę z poznańskim barem Dash - Cocktail & Cigars. Podczas pierwszego nagrania Karim, współwłaściciel Świtu i Zmierzchu, właśnie w browarowym Foodhallu zaproponował mi espresso martini w wariancie z rumem i byłem zdziwiony, jak bardzo mi ten drink zasmakował. Może w tym miejscu powinienem udawać, że dawno temu odciąłem używki i prowadzę zdrowy tryb życia, ale cóż, 80/20 pozwala zachować zdroworozsądkowe podejście. Kierowanie się tą zasadą odcina częste piwa po pracy czy kieliszki wina do obiadu, ale nie blokuje mnie w każdej sytuacji.
PS: podobno espresso martini powstało w Londynie na życzenie pewnej modelki, aktualnie światowej klasy, która zażyczyła sobie something to wake me up and f*ck me up.
PS2: kawa też jest używką.
Łukasz: Kawę speciality i to we Włoszech! Tak, tak, mimo tego, że tutaj kultura picia kawy zdecydowanie jest oparta o przepalone, gorące caffè normale (czyli w nomenklaturze międzynarodowej espresso - nigdy nie należy wchodzić do miejsc, gdzie kosztuje ponad 1,10€), da się znaleźć lokale, które uraczą nas kawą speciality właśnie. V60, przelewy, aeropress i tak dalej, do tego naprawdę przyzwoitej jakości i w dobrych cenach (szybki przelew wyrwać można nawet za 2€, V60 od około 5€). Moje ulubione miejsce to Fischio, w dzień kawiarnia, a wieczorami bar. Zawsze pełne życia. Odbiegam od tematu, ale dopowiem - oprócz kawki dostępna duża selekcja win, drinki i nie tylko.
Mateusz: Polskie wino, moi drodzy. Nie od dziś, nie tylko w tym miesiącu; ale akurat jestem na świeżo po degustacji etykiet Nizio Naturals i chciałbym Waszą uwagę na temat ten skierować. Rewolucja dzieje się na naszych oczach - polskie winiarstwo przez ostatnie 10 lat przeszło drogę od bycia ciekawostką dla nielicznych (i to, przyznajmy, raczej niskiej jakości) do bycia niesamowicie szybko rozwijającą się branża, która w perspektywie lat (i zmian klimatu) może dołączyć do europejskiej czołówki wśród m.in. win musujących czy niektórych białych szczepów. To już nie tylko hybrydy, nie tylko półwytrawny Solaris! Warto śledzić rynek, odwiedzać winnice i degustować lokalne wina.
Agnieszka: Może nie tyle co (bo zawsze czarna kawa z przelewu na hektolitry), ale w czym: kubek termiczny RAGSY. Jest po prostu super w podróży. Nic nie trzeba odkręcać, przekładać, chować do kieszeni albo Bóg wie jeden co. Ostatnio pół życia spędzam w pociągach, więc naprawdę wiem, co mówię. Super sprawa, nic nie cieknie, minimalistyczny design, elegancki beż (to z kolei moja wersja uniwersalnej czerni), naprawdę przyjemna cena. Bierzcie i korzystajcie.

Czego słuchamy?
Kamil: Chciałbym wymyślić coś przewrotnego i bardziej skomplikowanego, nawiązać do czekania na pierwszy, wiosenny śpiew ptaków albo do kapiących kropel wody z topniejącego lodu na dachu, ale nie - nie mogę tego zrobić, ponieważ na koniec stycznia otrzymaliśmy Hurry Up Tomorrow, czyli ostatni studyjny album pod aliasem The Weeknd i skłamałbym, gdybym powiedział, że nie słucham go dużo. Wiecie, jak to jest z ostatnimi sezonami albo częściami ulubionych filmów - nie chcę tutaj za bardzo wspominać finału Gry o Tron, anulacji takich perełek jak Carnivale czy Peripheral, ale… oczekiwania są duże. Jestem wyjątkowo szczęśliwy, że w tym wypadku otrzymaliśmy album nawiązujący do poprzedniej twórczości, ale dużo bardziej wyrównany, dopracowany i będący ukłonem w stronę fanów, a niekoniecznie radiowych hitów.
Co ciekawe, w wersji do zakupu jeszcze do zeszłego tygodnia album był tylko w wersji First Pressing - zawierał bodajże 11 piosenek i były tam 2 utwory, których wersja internetowa nie ma (w serwisach streamingowych znajdziemy kompletny, ponad 80-minutowy album), a pozostałe 9 jest w wersjach nieskończonych, z perspektywy finalnego dzieła. Bardzo nietypowy zabieg i ciekawi mnie, skąd to działanie wynika.
Łukasz: Joan Baez i inspirowanego Neapolem funku! Jak się zapewne domyślacie, po projekcji The Great Unknown najbardziej został ze mną właśnie niesamowity urok piosenek Baez, o której wstyd się przyznać, ale nie wiedziałem wcześniej zbyt wiele. Folk był dla mnie dotychczas “zbyt powolny”, ale jej niesamowity wokal potrafi przekonać do siebie nawet największych sceptyków. Girl of Constant Sorrow i All My Trials.
A w szybszym tempie polecam gęsty i rytmiczny EX Generation. Album The Napoli Exchange, inspirowany rozgrzanym słońcem i winem miastem leżącym u stóp Wezuwiusza, to energetyczna mieszanka stylów i struktur. Cavaluccio Rosso wjechał na moją playlistę jak zły i utrzymuje się w ścisłym top słuchanych ostatnio. A Seratina to pewna recepta na smutki i chłód.
Mateusz: W tym miesiącu towarzyszy mi japoński jazz, który dobrze sprawdza się jako muzyka tła, podczas wizyty gości czy lektury książek (lub magazynów, o których niżej). Ponieważ Spotify nie jest najlepszy w podsuwaniu nowości, a wyszukiwanie po japońskich tytułach bywa problematyczne, polecam YouTubowe mixy - zwłaszcza Yatabe Track Day, do którego mam słabość nie tylko ze względu na muzykę, ale także tytuł i okładkę. Naiwnie przekonuje mnie bazowanie na tęsknocie za kulturą motoryzacyjną lat 80. i 90., za czasami świetności magazynu Option i popularnymi wtedy testami prędkości maksymalnej na wielkim owalu nieistniejącego już toru Yatabe, które angażowały najlepszych japońskich tunerów. Budzi się we mnie “pożyczona nostalgia” za złotą erą, gdy wydawało się, że to właśnie Japonia przejmie pałeczkę od USA i zostanie gospodarką numer jeden na świecie. Na szczęście, i bez tego może się podobać!
Agnieszka: Szczerze? Uwielbiam funkcję „Odkryj w tym tygodniu” na Spotify. „Ride Like the Wind” - Joey Negro Extended Disco Mix. No naprawdę, buja tak, że potrafi wykoleić tramwaj. A kiedy coraz częściej wychyla się słońce, to zalecam założyć okulary przeciwsłoneczne i iść pewnym krokiem przez miasto do taktu. Przez przypadek można podskoczyć albo coś dośpiewać.
Gdzie chodzimy?
Kamil: Nawiązując do punktu Co nosimy?, ponieważ bez grubego swetra nie byłoby chodzenia - dużo spacerujemy, o ile jakość powietrza pozwala. Piękny niedzielny poranek w parku, w którym kilkanaście rodzin z dziećmi świetnie się bawi na sankach to dla mnie prawdziwie sielska, filmowa scena, po obejrzeniu której od razu weekend robi się bardziej pozytywny.
Łukasz: Na targi staroci! Jako zapalony poszukiwacz rzeczy z duszą uważam, że to właśnie w takich miejscach można dorwać prawdziwe cuda. Co prawda, by udało się to zrobić, trzeba włożyć trochę wysiłku i poświęcić czas na poszukiwania (koncept czasu nadającego wartość temu, co nas otacza, wraca jak bumerang…), ale satysfakcji jaka idzie za takimi zakupami nie można porównać z zakupami w marketach meblowych, już nie mówiąc o zakupach w internecie. Wyruszajcie więc na łowy, niemal w każdym mieście i miasteczku organizowane są takie wydarzenia. Wystarczy tylko je znaleźć.
Mateusz: Gdziekolwiek, byle z ludźmi! Po intensywnym miesiącu wyjazdów, targów, urlopu i podróży służbowych, zawsze w otoczeniu ludzi, znów siedzę w domu. Spędzam większość dnia przed komputerem, patrzę w ekran, pracuję… i często doskwiera mi przy tym brak towarzystwa. Tym chętniej organizuję wieczorne wyjścia i spotkania z ludźmi - trzeba się postarać. Pamiętajcie kochani, spędzanie czasu z innymi jest ważne dla waszego dobrego samopoczucia (i zdrowia psychicznego), samemu w czterech ścianach można zdziczeć.
Agnieszka: Do miejsc, które łączą w sobie przestrzeń nieoficjalną i przestrzeń coworkingową z kawiarnią - na tyle dużą, żeby nie mieć poczucia, że zabiera się komuś miejsce. Z dolewkami kawy, domawianym ciastem, lunchem, winem, z kuchnią zupełnie nieoczywistą. Plenum Gdańsk. Nie dziękujcie.
Co czytamy?
Kamil: Granie na instrumencie jest zajęciem bardzo odprężającym, niezależnie od tego, czy umiecie na czymś grać, czy nie. Czasem po prostu dobrze nawet postukać sobie w stół dla wybicia rytmu i wczucia się w ulubiony kawałek, który właśnie Wam towarzyszy, żeby na chwilę odłączyć się od codzienności. Właśnie z tą myślą pragnę Was dzisiaj zostawić, ponieważ czytać można nuty przy pianinie, tabulatury przy gitarze, słowa piosenki przy domowej perkusji, a muzyka… po prostu jest super. Niech Wam towarzyszy w nadchodzącym miesiącu!
Łukasz: Wspominałem już, że lubię wracać do tego co czytałem kiedyś prawda? Tak więc wróciłem znów do Cesarza Ryszarda Kapuścińskiego - książki, która ma dla mnie duże znaczenie. Kto nigdy nie czytał, temu serdecznie polecam. Mimo upływu lat można wyciągnąć z jego tekstów wiele mądrości. Format kieszonkowy, w sam raz, by towarzyszyć mi na codzień. A dla przełamania towarzyszy mi Mój Giovanni Jamesa Baldwina - mimo że nie dotarłem jeszcze nawet do połowy, już wiem, że to na pewno nie ostatni tekst tego autora, który chciałbym przeczytać. Obiecuję, że do tekstu odniosę się szerzej, gdy tylko skończę lekturę!
Dodam jeszcze słowo o formie. Wiem, że wszystkie czytniki ebooków są lekkie i wygodne w transporcie i bla bla bla, ale nie dam się przekonać, że czytanie książek na tych nośnikach to to samo, co obcowanie z papierem. Książki wydane na papierze niosą ze sobą coś więcej, każdy egzemplarz jest jedyny i niepowtarzalny, a piękno i tajemnice, które w sobie kryją, odkryć można jedynie, gdy przyjdzie nam przejść strona po stronie przez całe tomy.
Mateusz: Zacząłem Marketing Szeptany od pamiątki, na pamiątce zakończę - powoli mierzę się ze stosikiem 7kg japońskiej prasy (i książek), których waga wymagała ode mnie, ekhm… kreatywnego podejścia do pakowania w podróży. Tak, “mierzyć się” jest tu bardziej odpowiednim pojęciem niż “czytać” - choć część jest po angielsku, to większość tylko po japońsku; nie szkodzi, bo kupiłem je głównie dla zdjęć, a w razie czego zawsze pozostaje translator w telefonie. Polecam i Wam, nawet nie konkretne tytuły, a japońskie magazyny ogółem - czymkolwiek się interesujecie, najprawdopodobniej doczekało się tam własnego wydawnictwa. W przypadku mody - kupicie magazyny o konkretnym stylu (np. workwear). W przypadku samochodów - znajdziecie miesięczniki nawet dla fanatyków konkretnego modelu (np. Toyoty Land Cruiser). Szperajcie w japońskich księgarniach w dowolnym azjatyckim kraju (choć w Japonii nie byłem, i tak kupiłem za dużo!), albo wysyłkowo w Europie, np. na Coffee Table Mags (tam też zdarzyło mi się robić zakupy, polecam).
Agnieszka: Pomidor. Naprawdę. 1001 panoramicznych :)