Od kiedy pamiętam - czyli od wczesnych lat dziecięcych - fascynowało mnie coś w tych małych świecidełkach na nadgarstek.
Swój pierwszy zegarek dostałem idąc do szkoły w wieku lat 7 i w zasadzie od wtedy już praktycznie zawsze miałem co założyć na rękę. Oczywiście na początku były to zegarki z postaciami z kreskówek czy legendarny smartwatch lat 90. i 00. - czyli Timex Indiglo - a nie żadne Omegi i Rolexy. Pamiętam też jak w bardzo młodym wieku, przechodząc obok nadmorskiego straganu z zegarkami, zamarzyło mi się, że kiedyś będę miał tyle zegarków - i choć później o tym marzeniu na długi czas zapomniałem, to w końcu z naturalnym biegiem czasu… otworzyłem swój własny sklep z zegarkami.
Moim pierwszym “poważnym” zegarkiem był wyproszony na gwiazdkę w pierwszej liceum typowy wybór Polaka - Atlantic. Gdy go dostałem, to poczułem się jakbym z dnia na dzień stał się mężczyzną. Później na 18-stkę dostałem w prezencie… zegarek. To był wielki, złoto-zielony Nixon - dziś już bym sobie takiego nie kupił, ale nie oszukujmy się, w wieku 18 lat nie jest się w życiowym peaku stylu. Na dobrą zegarkową drogę zacząłem zbaczać jakoś w okolicach 2019 roku, kiedy wymarzyłem sobie Atlantica vintage i chwilę później na giełdzie w Koszalinie udało mi się takiego kupić - piękny egzemplarz z giloszowaną tarczą za całe 150 złotych.
To był moment, w którym uświadomiłem sobie, że vintage to coś, co zdecydowanie mocniej chwyta mnie za serce. Jedyny problem był taki… że nie miałem pieniędzy. Będąc studentem bez wolnych środków musiałem przystopować z zakupami aż do 2021 roku, kiedy to mieszkając w Szwajcarii z pierwszych zaoszczędzonych pieniędzy postanowiłem kupić sobie pierwszą Omegę. Bardzo długo obserwowałem rynek i uczyłem się o Omegach vintage nie mogąc podjąć decyzji zakupowej… aż w końcu kupiłem od razu kilka zegarków, popełniając chyba wszystkie możliwe błędy, przed którymi mnie ostrzegano w wielu przeczytanych poradnikach.
Momentem zmieniającym wszystko był ten, w którym sprzedałem swoje dwie pierwsze Omegi, zarabiając na tym chyba najłatwiejsze i najprzyjemniejsze pieniądze w życiu. Wtedy uświadomiłem sobie, że jestem w stanie usprawiedliwić swoją próżność posiadania rzeczy, na które mnie nie stać, po prostu nimi handlując i na nich zarabiając.
Ciągłe kupowanie nowych zegarków wymagało ode mnie intensywnej nauki historii marek, kontekstu historycznego (czy popkulturowego) wielu zegarków, a także po prostu poszerzania wiedzy na temat tego, jak zegarki są zbudowane i jak działają. Wpadłem w ten temat po uszy, z zachwytu nad tym, jak precyzyjne i trwałe przedmioty byli w stanie tworzyć ludzie 50-70-100 lat temu. Żyjemy w czasach, w których telefony, smartwatche, inna elektronika, ubrania, przedmioty codziennego użytku - słowem wszystko jest tworzone z bardzo krótkim terminem przydatności, a rzeczy, które mamy więcej niż 5 lat, a wciąż działają, często nazywamy starymi. Takie zegarki natomiast - mimo kilkudziesięciu czy nawet stu lat na karku - potrafią wyglądać i działać niemal idealnie! A jeżeli uwielbiamy vintage - przedmioty z duszą - co nam może opowiedzieć więcej o danych czasach niż pięknie spatynowany cyferblat czasomierza?
Dziś traktujemy zegarki typowo biżuteryjnie - jako część naszego outfitu - zapominając, że jeszcze 30 lat temu to zegarek był najbardziej zaawansowaną technicznie rzeczą, jaką człowiek miał na sobie i przy sobie, bardzo często 24 godziny na dobę. Przez wiele lat to właśnie zegarek był najbardziej dostojnym prezentem, który można było dostać w uznaniu za zasługi czy w podzięce za lojalność. Wielu ludzi łączyła ze swoimi czasomierzami więź, którą przerywała jedynie śmierć właściciela - bardzo często takie zegarki stawały się pięknymi rodzinnymi pamiątkami, które nie pozwalały zapomnieć o ukochanym człowieku.
Zegarki odegrały ogromną rolę w moim życiu - stały się nieoczekiwanie pięknym sposobem zarabiania na życie i środkiem, dzięki któremu poznałem niesamowicie wielu wspaniałych ludzi. Nieustannie mnie inspirują swoją finezją, kunsztem wykonania, trwałością i tym, jak gładko potrafią nas łączyć z historią. Choć dla wielu są one wyrazem próżności (bo przecież kosztują krocie i bardzo często pokazują wręcz obsesyjne zamiłowanie ludzi do markowych, luksusowych towarów), choć lata ich największej użyteczności są dawno za nami, choć wielu spłyca dziś kolekcjonerstwo do inwestowania - uważam że zegarki są czymś znacznie więcej niż tylko ozdobami na ręce.
Są to niemi świadkowie minionych czasów, którzy z chwilą założenia na nadgarstek przenoszą nas w inną epokę oraz genialni, sprawiający nam swym pięknem i kunsztem ogrom przyjemności, towarzysze życia.
Filip Herba - pasjonat zegarków vintage i piesków corgi. W swoim sklepie Timecatchers między dość popularnymi modelami prezentuje również niszowe perełki, czym zaskarbił sobie uznanie wielu klientów, m. in. naszego redakcyjnego kolegi, Kamila Bryckiego.