Niby wszyscy jesteśmy na siebie coraz bardziej obojętni, ale jednak idąc ostatnio do paczkomatu wydaje mi się, że widziałam kilka krzywych spojrzeń. Była sobota rano - ta sobota, kiedy zrobiło się już całkiem zimno, a ja szłam zawijając się szczelniej w cienką kurtkę i wystawiając na wiatr czerwone dłonie. Spojrzenia nie miały w sobie ani trochę troski, może jakieś współczucie, że ktoś dobrowolnie tak marznie. Moi drodzy, w tym nie ma ani trochę dobrej woli, jest za to całkiem sporo pułapek, w które sama się pakuję szukając odpowiedniej odzieży.
Jakoś we wrześniu przejrzałam swoją szafę, w której mam szesnaście kurtek, ale wszystkie raczej na ocieplenie klimatu i uznałam, że potrzebuję nowego ciepłego płaszcza. Ale najlepiej nie nowego nowego, tylko z drugiej ręki, bo wełnę to może lepiej tak. Jasne, jestem gotowa zapłacić za płaszcz tyle co czynsz - ale nie dwa. No i niech będzie taki z guzikami pod samą szyję i paskiem, który trzyma kołnierzyk w ryzach, ma mieć przynajmniej 80% wełny i długość tak do pół łydki, bo przecież jestem shortbreadem. Taki oversize - ale nie za bardzo, obniżone ramiona, szeroko skrojony… Może być granatowy, ale najfajniej w kolorze orzecha włoskiego (prażonego). Pułapka numer jeden, dość znana: wysokie oczekiwania (i zapatrzenie w projekty Skall Studio).
Trochę wstydzę się przyznać, ile godzin spędziłam wpatrując się w rozmazane miniaturki na Vinted porównując zdjęcia do mojego ideału. Spisywałam nazwy modeli z metki i szukałam zdjęć na modelkach, żeby zobaczyć, czy to może na mnie dobrze leżeć (przecież wcale nie jestem 20 centymetrów niższa). Przybliżałam zdjęcia metek, żeby zweryfikować skład i wszystkie te obietnice: noszony raz, nawet nie pół godziny, na podszewce plama z musztardy (ale łatwo się spierze), cały zmechacony (ale nie widać przy noszeniu). Przy stronie 321 szukając tylko ogłoszeń z Danii, bo tam przecież zimno i stylowo, czułam, że przybliżam się coraz bardziej do pułapki drugiej: czy grzać ma płaszcz czy satysfakcja z przechytrzenia systemu.
Prawda jest taka, że mam długą historię sukcesów w wyszukiwaniu rzeczy z drugiej ręki, gdzie ktoś nie wiedział co sprzedaje, obrazek nie obiecywał wiele, a ja trafiałam na złoto — Dunka płakała jak sprzedawała. Naiwnie wierzę, że to się zawsze uda, a już na kolejnej stronie czeka nagroda za cierpliwość. Płaszcz DAY Birger et Mikkelsen za 30 złotych - proszę bardzo, na zdjęciu poniżej. I choć wiary i cierpliwości mam ostatnio bardzo dużo, to jednak zaczynam marznąć.
Gdzieś tu teraz powinna być wycieczka do sklepów polskich marek, spacer po lepszych sieciówkach, opowieść jak wybieram coś nowego i ze wspaniałym składem. No ale nie ma, bo mimo tego, że zima nadeszła, to ja dalej szukam i trzeci miesiąc jestem wampirem energetycznym typu płaszczowego i zanudzam wszystkich sprawozdaniami z frontu poszukiwań. Oczywiście wszystko ma początek ogonka w przekonaniu, że w morzu opcji można podjąć tę jedną najlepszą możliwą decyzję, a kompromis zostawia metaliczny posmak.
Fantazjuję sobie więc albo o nieskończonym budżecie, który obiecuję wydać na jakość i nie kupuję czegoś co będzie mi przypominać o kompromisach, które musimy zawierać w świecie zmuszającym nas do ciągłego wybierania i ciągłego kupowania. Przyznaję się, że dalej odbywa się w mojej głowie debata, nie umiem odpuścić i wybrać czegoś co jest po prostu wystarczająco dobre. Czas mija, a kluczyk do pułapki cały czas jest w mojej zmarzniętej dłoni.
Dom Targosz - mistrzyni roślinnych przepisów, organizatorka warsztatów i kuchni pop-upowych, która zachwyca nas swoim nieoczywistym stylem. Zachęcamy do zapoznania się z jej twórczością na Instagramie.
Świetnie, bardzo zręcznie napisany artykuł, mam tylko delikatny problem z puentą - takowej nie ma. Żadnego zmyślnego wniosku, jakiegoś przewrotnego rozwiązania, rady, obserwacji. Tylko opis problemu, który mamy przecież wszyscy.
Po co ja to przeczytałem?